John Steinbeck "Myszy i ludzie"

– Opowiedz mi, tak jak kiedyś – zagadnął go chytrze Lennie.
– O czym?
– O królikach.
Głos George’a nabrał głębi. Wymawiał słowa rytmicznie, jakby już nieraz recytował ten tekst. – Tacy jak my, co to pracują na ranczach, to najbardziej samotni goście na świecie. Nie mają rodziny. Nie mają własnego kąta. Przychodzą na ranczo, zarobią trochę forsy, a potem idą do miasta i przepuszczają wszystko. I zanim się obejrzysz, już zasuwają na inne ranczo. Nie mają żadnej przyszłości ani planów.
Lennie był wniebowzięty.
– No właśnie. A teraz powiedz, jak to jest z nami.
– Z nami to całkiem inna sprawa. My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje. Nie musimy siedzieć w żadnej knajpie i przepuszczać forsy, jak ci, co nie mają się gdzie podziać. Jak taki gość trafi do paki, to może tam zgnić i nikt palcem nie kiwnie. Ale z nami jest inaczej.
– Z nami jest całkiem inaczej – powtórzył Lennie. – A dlaczego? Bo… bo ja mam ciebie, a ty masz mnie.

"Myszy i ludzie" (1937 r.) to piękna, sugestywna opowieść bynajmniej nie o królikach czy myszach, lecz o człowieczeństwie. Zaradny George i opóźniony umysłowo Lennie mają tylko siebie w ciężkich czasach Wielkiego Kryzysu. Wędrują od rancza do rancza i łapią sezonowe prace. Nie jest łatwo o chleb, a jeszcze trudniej o prawdziwą przyjaźń. Jak potoczą się losy dwóch autsajderów?

Historia została wspaniale sfilmowana przez Gary'ego Sinise'a, który nie tylko obraz wyreżyserował, ale również wcielił się w postać George'a. Rolę Lenniego brawurowo odegrał John Malkovich. Czytając książkę, miałem przed oczyma właśnie tych aktorów. W niczym nie zaszkodziło to odbiorowi, ponieważ trudno inaczej wyobrazić sobie bohaterów dzieła Steinbecka.

A jest to w istocie dzieło wyjątkowe. Złożone w ogromnej mierze z dialogów, z naszkicowanym tłem kalifornijskiej prowincji (okolice miasteczka Soledad w Dolinie Salinas) – przedstawia bohaterów tak wyrazistych i realia tak wiarygodne, że nie sposób o nich zapomnieć.

Twardy, obrotny, lecz zarazem opiekuńczy George i upośledzony gigant o sercu dziecka Lennie tworzą niecodzienny tandem. Przemierzają spaloną ziemię w poszukiwaniu zarobku i akceptacji. Marzą o własnej farmie, na której mogliby wspólnie hodować króliki. Problem w tym, że niezdarny olbrzym pakuje się ciągle w kłopoty. Choć potulnie słucha we wszystkim George'a, nie może powstrzymać się od głaskania czegoś miękkiego, najlepiej żeby było żywe. Mogą to być myszy, szczenięta... Pieszczoty siłacza, których ten nie potrafi kontrolować, stwarzają śmiertelne zagrożenie dla ich obiektu. Pół biedy, jeśli to tylko zwierzęta, gorzej, kiedy na horyzoncie pojawia się powabna kobieta, np. o miękkich, przyjemnych w dotyku włosach...

Na jednej z farm przyjaciele zatrudniają się do noszenia worków z jęczmieniem (Lenny jest świetny do takich prac). W baraku poznają innych robotników, m.in. sprzątacza Candy'ego – samotnego starca bez ręki, który nie ma na świecie nikogo poza ślepym psem czy stajennego Crooksa, Murzyna, którego reszta izoluje jako niegodnego przebywania z białymi. Zjawia się również syn gospodarza, mały bokser Curley (od początku szukający zwady z Lennym) i jego młoda, żądna atrakcji, żona... Odtąd wytwarza się napięcie zwiastujące tragiczny koniec.

Tymczasem Candy proponuje George'owi przekazanie wszystkich swych oszczędności w celu założenia farmy. Pod warunkiem, że będzie mógł dołączyć do przyjaciół. Marzenie o lepszej przyszłości staje się nagle realne... Wkrótce rozwieje się jednak jak dym z dogasającego ogniska...

Steinbeck napisał przejmującą powieść o przyjaźni, samotności, niespełnieniu. O potrzebie więzi i własności – swojego miejsca na ziemi. O ludziach wewnętrznie pięknych, choć dla świata niepotrzebnych, przegranych. Dzięki kunsztowi autora usytuowana w konkretnych realiach historia urosła do rangi uniwersalnej paraboli.