Truman Capote "Harfa traw"

Capote jest mistrzem subtelnej narracji, o czym możemy się przekonać m.in. w "Harfie traw", minipowieści opublikowanej w 1951 r. Bohaterowie tej czarującej historii zamieszkują w starym domku na drzewie. Wśród szumu indiańskich traw stwarzają małą arkadię, w której mogą zapomnieć o trapiących ich troskach i zaznać chwil niekłamanego szczęścia. Uczą się również tego, co w życiu najważniejsze.

"– Mówimy tu o miłości. Liść czy garść ziarna… zacznij od tego, naucz się trochę, co to jest kochać. Najpierw liść, krople deszczu, a potem kogoś, kto przyjmie to, czego liść cię nauczył, co dojrzało od kropli deszczu. Jasne, niełatwa to sprawa. Może trzeba na to całego życia, ja swoje temu poświęciłem i nigdy nie zdołałem się nauczyć. Wiem tylko, jak wielką prawdą jest, że miłość to łańcuch życia.
– W takim razie – odezwała się Dolly nabierając tchu – byłam zakochana przez całe życie".

Opowieść zaczyna się, gdy osierocony Collin Fenwick trafia do mrocznego domu na Talbo Lane należącego do kuzynki ojca – Vereny – najbogatszej osoby w miasteczku.

Pragmatyczna ciotka nie tylko siostrzeńcowi zapewnia utrzymanie. Musi zajmować się również swą zwariowaną siostrą Dolly, której jedynym zajęciem jest opychanie się słodyczami i przygotowywanie leku na puchlinę wodną (z ziół zebranych w nadrzecznym lesie). Specyfik, którego recepturę wyjawiła jej kiedyś Cyganka, wysyła do odbiorców w całym stanie. Dolly wyróżnia się także szczególnym czuciem natury („Miała tę podskórną inteligencję pszczoły, która wie, gdzie znaleźć najsłodszy kwiat. Potrafiła wyczuć burzę na dzień z góry, przepowiedzieć, jakie owoce wyda drzewo figowe, zaprowadzić nas w miejsce, gdzie były grzyby i miód dzikich pszczół albo ukryte gniazdo z jajami pantarek”).

W ogrodzie za domem, w małej przybudówce mieszka Katarzyna Creek („Utrzymywała, że jest Indianką, na co większość ludzi przymrużała oko, ponieważ była ciemnoskóra jak afrykańskie anioły”). Bezzębna Katarzyna wypycha sobie policzki watą i tylko Dolly umie „płynnie tłumaczyć stłumiony bełkot swej przyjaciółki”.

Podstarzałe ekscentryczki mają jedynie siebie, dopóki nie dołączy do nich nastoletni Collin. Początkowo przygląda się dziwactwom kobiet z kryjówki na strychu. Wkrótce jednak się z nimi zaprzyjaźnia i wspólnie spędzają czas w przytulnej kuchni, gdzie „znajdował się piec na drewno oraz kominek – było tam ciepło jak w uchu. Zima mogła zdziałać tylko tyle, że omrażała okna swoim zerowym, błękitnym tchnieniem”.

Pewnego dnia egzotyczne trio postanawia opuścić Talbo Lane (bezpośrednim powodem jest presja wywierana na Dolly przez Verenę i jej znajomego doktora, by zdradziła skład swego leku i go opatentowała). "Dotarliśmy do łanu indiańskich traw w tej samej chwili, co słońce (...) Mydłodrzew był niby wrześniowy wazon zieleni i zielonego złota (...) liście wokół nas strząsały z siebie rosę".

Urządzają się więc w domku na mydłodrzewie (Chinaberry tree), zbudowanym przed 15-20 laty przez miejscowych chłopaków. Ta "tratwa unosząca się na morzu listowia" staje się dla nich azylem dzieciństwa, bezpiecznym schronieniem przed sztywnymi normami i wymogami społeczeństwa. Świat zasad reprezentują „porządni obywatele” miasteczka, którzy na czele z szeryfem i pastorem próbują zakończyć „awanturę” i ściągnąć marzycieli na ziemię. Odnoszą skutek odwrotny do zamierzonego, gdy grono mieszkańców domku się poszerza (o szlachetnego sędziego Coola i lokalnego bad boya Rileya Hendersona). 

Towarzystwo popija wino, wyznaje sobie sekrety, wpatruje się w gwiazdy i słucha szumu traw: „Poniżej wzgórza jest łan indiańskiej trawy, która zmienia barwę wraz z porą roku; pójdźcie obejrzeć ją w jesieni, pod koniec września, kiedy staje się tak czerwona jak zachód słońca i kiedy suną po niej cienie szkarłatne niczym odblask ognia, a jesienne wiatry wygrywają na suchych źdźbłach melodię człowieczych westchnień, harfiane głosy (…) – Słyszysz? To harfa traw, zawsze snuje jakąś opowieść… Zna dzieje wszystkich ludzi leżących na tym wzgórzu, wszystkich, co kiedykolwiek żyli; a jak pomrzemy, opowie także i nasze”.

Jak potoczą się losy bohaterów? Czy idylla może trwać w najlepsze, urągając zdrowemu rozsądkowi? Czy życie w harmonii z naturą to rzeczywiście źródło wolności i sensu? A może tylko fanaberia, nieodpowiedzialny eskapizm? Warto się nad tym zastanowić, obcując ze śliczną prozą Capotego. Liryczna, ciepła, subtelnie żartobliwa – zawsze porusza czułe struny w moim sercu. Nieraz jeszcze będę do niej powracał.