Ito Ogawa "Kameliowy Sklep Papierniczy"

W nadmorskiej Kamakurze u podnóża gór mieszka Poppo, która pisze tradycyjne listy w imieniu swoich klientów. Kultywuje sztukę kaligrafii. W swoim sklepiku częstuje gości herbatą kyobancha i pomaga im rozwiązywać problemy dzięki empatii, wyczuciu i zamiłowaniu do piękna. Jest to piękno małego życia w jego drobnych przejawach. Skromne szczęście, które bohaterka odnajduje w celebracji codziennych rytuałów naznaczone jest dyskretną samotnością.

"Nazywam się Hatoko Amemiya. Imię nadała mi moja mistrzyni. Zainspirowały ją słynne gołębie z Tsurugaoka Hachimangu w Kamakurze. Hatoko oznacza właśnie dziecko gołębi. Znak użyty w nazwie tego chramu przypomina dwa zbliżające się do siebie gołąbki. Odkąd pamiętam, wszyscy zawsze nazywali mnie Poppo – tak dzieci wołają na gołębie".

Dwudziestoparoletnia Poppo właśnie wróciła z Kanady, by zająć się Kameliowym Sklepem Papierniczym prowadzonym przez jej babcię. Surowa "mistrzyni" umarła, krótko po niej odeszła ciotka Hatoko i rodzinny biznes zagrożony został likwidacją. A spośród innych sklepów sprzedających artykuły papiernicze wyróżniała go właśnie dekoracyjna sztuka epistolarna. Dziewczyna, latami przygotowywana do swej zawodowej roli, początkowo nie chciała jej się podjąć. Babcia żmudnymi ćwiczeniami zraziła ją do kaligrafii.

"W przeciwieństwie do znaków hiragany i katagany, których nie ma dużo, kanji praktycznie się nie kończą. Nauka jest jak ciągła podróż bez konkretnego celu. Są też różne style, które należy opanować: pismo wzorcowe kaisho, pismo bieżące gyosho czy pismo trawiaste sosho (*W piśmie wzorcowym, od którego zwykle zaczyna się ćwiczenia kaligrafii, kreski stawia się osobno, w piśmie bieżącym są one łączone, podczas gdy w piśmie trawiastym znaki stawia się, nie odrywając pisma od papieru)".

Poczucie obowiązku okazało się na szczęście silniejsze i Poppo zdecydowała się kontynuować tradycję odręcznego pisania listów, tyleż szlachetną, co w XXI wieku staroświecką. Szybko zrozumiała, że to praca stworzona dla niej.

Oprócz tajników japońskiego pisma autorka przybliża nam cały proces kaligrafowania znaków (dobór narzędzi: długopisu, pióra, pędzla, rodzaje tuszu, atramentu, papieru, różne kroje czcionki, sposoby ułożenia dłoni, nacisku na materiał etc.). Lecz by przygotować list w czyimś imieniu, nie wystarczy sama technika. Najważniejsze są uczucia, serce – "Moja mistrzyni opowiadała mi, że znaczki przykleja się łzami: gdy list jest smutny – łzami smutku, gdy radosny – szczęścia".

Tę empatię wyczuwają klienci, którzy chętnie zjawiają się w sklepiku Poppo. Trafi tam m.in. pan, który poprosi o napisanie listu z nieba (od zmarłego taty do chorej na demencję mamy). Najważniejsze jednak okażą się listy niewysłane: od "mistrzyni" do jej korespondencyjnej przyjaciółki z Włoch oraz ten adresowany do nieżyjącej babci przez samą Hatoko. Te fragmenty, wydobywające na światło dzienne prawdę o trudnej relacji między Poppo a jej opiekunką, należą do najmocniejszych punktów utworu. Stanowią odpowiednio: jego punkt kulminacyjny oraz puentę.

Fabuła ma pewne znaczenie, ale na pierwszy plan wysuwa Ito Ogawa inne elementy, pozornie nieistotne detale: "Kwitły kwiaty kamelii, stłukła się ulubiona czarka, z powodu silnych opadów przybyło wody w rzece, w ogrodzie pojawił się wąż". Opisy tego typu zdarzeń zajmują w powieści ważne miejsce, stając się niejako jej esencją. Rytm życia wyznaczają pory roku, których nazwami zatytułowane są poszczególne części (latem – morskie fale śpiewają kołysanki, jesienią – szaleją tajfuny, zimą – po błyszczącym niebie tańczą płatki śniegu, wiosną – zakwitają wiśnie). Łatwo dostrzec inspirację prozą Kawabaty, choć to oczywiście inny pułap.

Być może najbardziej przyjemnie czyta się o spotkaniach bohaterki z przyjaciółmi (a raczej znajomymi, których traktuje jak przyjaciół). To ludzie w różnym wieku, zresztą bardzo wąskie grono: sąsiadka Poppo – pani Barbara (seniorka, która kocha życie i ma wielu adoratorów), ekscentryczny wdowiec "mości hrabia", nauczycielka Panty o ponętnych kształtach, właściciel kafejki serwującej potrawy z curry, pan Morikage (z małą córeczką). Postaci te są ledwie naszkicowane, a mimo to wyraziste. Każda wpłynie na Hatoko w pozytywny sposób.

A propos curry. "Kameliowy Sklep..." jest w dużej mierze opowieścią o jedzeniu. Czegóż my tu nie uświadczymy: kanapki ryżowe, onigiri, kuleczki z pasty rybnej, galaretki ze słodkiej fasoli, młode węgorze prosto z garnka, sajgonki z kapustą pekińską i szczypiorkiem, kleik z siedmioma wiosennymi ziołami, napój ryżowy amazake, wywar z korzeni kudzu i wiele innych przysmaków, którymi możemy delektować się w wyobraźni.

To niewinne profanum harmonijnie łączy się z sacrum, gdy sympatyczna grupka wybiera się na wycieczkę trasą siedmiorga bogów szczęścia, by uczcić Lunarny Nowy Rok. Majestat gór (tzw. Alp Kamakury), wyciszony nastrój buddyjskich świątyń i sintoistycznych chramów, urok tajemniczych amuletów – sprawiają, że zanurzamy się na chwilę w duchowości Dalekiego Wschodu, nawet jeśli jej nie rozumiemy.

Urzekł mnie japoński sylwestrowy zwyczaj: otóż wieczorem 31 grudnia usłyszeć można sto osiem uderzeń dzwonów buddyjskich świątyń. Symbolizują one oczyszczenie z doczesnych pragnień.

Z książki emanuje również kultura osobista Japończyków, ten pełen szacunku sposób odnoszenia się do ludzi. Poppo ściśle przestrzega etykiety, zarówno w korespondencji, jak i codziennym zachowaniu. W pewnym miejscu objaśnia: "Zwrot haikei, używany na początku niektórych listów, oznacza: Pokornie się zwracam. Tak rozpoczęte listy kończy się słowem keigu, czyli: Z wyrazami szacunku. W korespondencji formalnej zamiast tego używa się zwrotów: kinkei na początku listu i keihaku na końcu. Formuły grzecznościowe w listach są dzielone na podobne kategorie co ukłony. Mamy trzy typy ukłonów: shin, gyo i so, różniące się grzecznością, i tak samo mamy kilka możliwych stopni grzeczności zwrotów otwierających i kończących listy".

Przyznam, że ujęła mnie ta książka. Nastrojem, czułą narracją, kojącą melancholią. I czarem orientalnej egzotyki. Warto docenić wydawnictwo Tajfuny za konsekwentne udostępnianie nam japońskiej prozy.

Wybrane cytaty
1) Piękny charakter pisma nie polega tylko na tym, że znaki są wyraźne i eleganckie. Chodzi o to, by były w nich ciepło, uśmiech, spokój, stabilność.
2) Aby wyrazić żałobę, używa się jaśniejszego tuszu niż zazwyczaj. Ma to sugerować, że został on rozcieńczony łzami, które spłynęły na kamień pisarski.
3) Zakleiłam kopertę i przyłożyłam drewnianą pieczęć z sentencją zen „bogaty jest ten, który jest zadowolony z tego, co ma". To słowa, które ostrzegają nas, byśmy wiedzieli, co nam się należy, i umieli się tym cieszyć.
4) Pewna młoda dziewczyna, której napis na koszulce miał zapewne oznaczać "wolność", przez błąd w tłumaczeniu beztrosko chodziła z napisem "darmowe" na piersiach (o modzie na Japonię wśród cudzoziemców, którzy z dumą nosili t-shirty z kanji).
5) Moi pradziadkowie chcieli, by ich córki zawsze miały co jeść, więc młodszą z bliźniaczek nazwali Sushiko, od sushi, a starszą Kashiko – kashi oznacza ciastko. Trudno powiedzieć, czy ich życzenie faktycznie się spełniło: siostry, z których jedna dostała imię inspirowane sushi, a druga słodyczami, teraz spoczywały zgodnie w jednym grobie.
6) Na naszych oczach zapadła majestatyczna noc. Jak gdyby chcąc nakarmić tę nowonarodzoną ciemność, dzieci bawiły się na plaży, puszczając w niebo fajerwerki.
7) Piękne były nie tylko same kwiaty, lecz także pofałdowany pień, cienkie, przypominające struny gałązki oraz liście, które zaczynały się już gdzieniegdzie pojawiać. Czułam, że gdy otworzyłam na nią swoje serce, wiśnia przemówiła do mnie. Stawałyśmy się sobie tak bliskie, że w wyobraźni przytuliłam się do jej pnia.
8) Ogień jest niezwykły. Nie nuży mnie, ile bym się w niego nie wpatrywała. Tysiące, dziesiątki tysięcy, dziesiątki milionów słów unosiło się do nieba w otoczeniu płomieni (podczas prywatnej "ceremonii pogrzebowej listów").
9) Chcę powiedzieć, że nie ma sensu żałować. Myśleć o tym, że lepiej byłoby zrobić coś innego, powiedzieć coś innego. Sam też kiedyś dużo o tym myślałem. Pewnego dnia coś zrozumiałem... a może nie tyle zrozumiałem, ile nauczyła mnie tego moja córka. Lepiej jest cenić to, co się ma, niż gonić za tym, co się utraciło.