Jun'ichirō Tanizaki "Dziennik szalonego starca"

Trwa moja przygoda z literaturą japońską. Tym razem sięgnąłem po ostatni utwór Jun’ichirō Tanizakiego (1886-1965). Napisany w formie dziennika i podobno w pewnej mierze autobiograficzny opowiada o doświadczeniach schorowanego starca zbliżającego się do kresu swoich dni.

Jest to opowieść miejscami zabawna, ale w gruncie rzeczy gorzka, uświadamiająca nam, że wiek biologiczny i kondycja fizyczna człowieka rozmijają się z wiekiem psychicznym, całym jego światem wewnętrznym. Ten drugi nie podlega niszczącej sile czasu, a w każdym razie w znacznie mniejszym stopniu niż pierwszy.

Możemy mieć siedemdziesiąt lat lub więcej i nadal ulegać miłosnym złudzeniom, nadziejom, namiętnościom, nawet jeśli wydają się nieadekwatne do rzeczywistości. Główny bohater zakochany jest w swojej synowej Satsuko i fascynacja ta utrzymuje go przy życiu. Dziewczyna, była tancerka kabaretowa, a teraz młoda pani domu reprezentuje nowoczesność (lata 60. XX wieku to czas przemian obyczajowych także w Japonii). Zarazem jednak pozostaje wierna tradycji, która nakazuje opiekować się seniorem rodu i przestrzegać utrwalonych w kulturze rytuałów.

Satsuko prowadzi z teściem swoistą grę: dba o niego, a zarazem pobudza go seksualnie, np. pozwalając całować swoje stopy pod prysznicem. Wykorzystuje "dziadka" do zaspokajania swoich zachcianek (np. kupna drogocennego kamienia za tysiące jenów lub budowy basenu w ogrodzie). Starzec wybiera się z Satsuko do Kioto (rodzina mieszka w Tokio), by znaleźć miejsce na swój grób i zamówić posążek Buddy, którego stopy mają mieć kształt stóp synowej (są one fetyszem bohatera).

Co ciekawe wątek fascynacji teścia synową pojawia się również w słynnym "Głosie góry" Kawabaty (1954 r.), tyle że tam uczucie ma charakter subtelny, romantyczny, zaś w "Dzienniku..." przyjmuje zabarwienie erotyczne i ociera się o perwersję.

Innym ważnym tematem książki Tanizakiego jest medycyna. Autor "Dziennika..." korzysta z usług domowej pielęgniarki Sasaki, konsultuje się z kilkoma lekarzami-profesorami i często wspomina o zażywanych lekach, metodach terapii, zastrzykach, zabiegach, parametrach swojego ciała (temperaturze, ciśnieniu krwi). W tym kontekście jego relacja jest naturalistyczna.

Zatem zamiast duchowej refleksji, jakiej oczekiwalibyśmy po umierającym człowieku, nasz bohater myśli i czuje ciałem. Z tej perspektywy przekazuje nam cierpką mądrość o sensie i bezsensie życia, o żądzach, które nie wygasają i zmaganiach, które trwają do samego końca.

Wbrew przewrotnemu tytułowi nie ma w jego postawie nic szalonego. Jest ona na wskroś ludzka, zrozumiała, prawdziwa.