W 1989 r. w ramach bezcennej serii Biblioteki Narodowej ukazał się wybór kilkunastu opowiadań Antoniego Czechowa, na czele z wstrząsającą Salą nr 6, melancholijną Nieciekawą historią i groteskową Śmiercią urzędnika. Całość dopełniają Chłopi (Mużyki), zabawni i depresyjni zarazem oraz tzw. mała trylogia (Człowiek w futerale, Agrest, Miłość), którą spaja motyw utraconych szans i niespełnienia.
Znakomita proza, z której wyłania się rosyjska dusza w całym swoim pięknie, absurdzie i tragizmie. Czechow potrafi wzruszać i rozbawiać, ale przede wszystkim skłaniać czytelnika do refleksji: nad problemami społecznymi i filozoficznymi: sensem życia i jego przemijaniem.
Przegląd wybranych opowiadań
Śmierć urzędnika (1883 r.)
Egzekutor (niski rangą urzędnik) Iwan Dmitrycz Czerwiakow oglądał przez lornetkę operetkę Dzwony kornewilskie (w petersburskiej Arkadii) i przypadkiem kichnął na siedzącego przed nim dyrektora departamentu komunikacji, ekscelencję Bryzżałowa. Dręczony niepokojem zaczął staruszka usilnie przepraszać. Ten odpowiedział, że nie szkodzi, po chwili – że już o niczym nie pamięta i chce dalej oglądać występ. Czerwiakow wmówił jednak sobie, że dyrektor co innego mówi, co innego myśli. I następnego dnia poszedł go przeprosić do urzędu. Naprzykrzał się tak długo, aż dyrektor się wściekł i odebrał zachowanie urzędnika jako drwinę. Pogonił go, a ten, choć w myślach uznał dyrektora za fanfarona, który nie chce dać się przeprosić, popadł w jeszcze większą rozpacz. Wrócił następnego dnia, znów gorliwie przepraszał, aż dyrektor wyrzucił go precz. „We wnętrznościach Czerwiakowa coś się naderwało”, wrócił do domu, położył się w swym wyjściowym mundurze na kanapie i… umarł.
Grzęzawisko (1886 r.)
Żydówka przed trzydziestką, u której pojawia się wierzyciel jej zmarłego ojca (młody porucznik), bardzo krytycznie wypowiada się o instytucji małżeństwa, i o kobietach: „Żadną pięknością kobieta nie może dość zapłacić mężowi za swą nicość” – mówi do oficera, który właśnie potrzebuje pieniędzy na ślub.
Liść na wietrze: szkic z podróży (1887 r.)
Opowiadanie o przechrzczonym Żydzie Aleksandrze Iwanyczu, tułającym się w poszukiwaniu pracy nauczyciela i chwilowo szukającym swego miejsca pośród prawosławnych mnichów, „na brzegu Donu u stóp Świętej Góry” (bardziej niż na przemianie duchowej, zależy mu na zwyczajnej bliskości drugiego człowieka i doraźnym wsparciu, jakie można znaleźć w gościnnych klasztorach, pustelniach). Narrator (współlokator Iwanycza w Świętych Górach) o Żydach-tułaczach: „Zasypiając, wyobrażałem sobie, jak zdziwiliby się i może nawet ucieszyli ci wszyscy ludzie, gdyby znalazł się jakiś umysł, jakiś język ludzki, który potrafiłby im wyjaśnić, że ich życie jest tak samo usprawiedliwione, jak każde inne”. Opis Iwanycza: „grube wargi, sposób podnoszenia przy rozmowie prawego kącika ust i prawej brwi oraz ten szczególny, oleisty blask oczu, który mają tylko semici”.
Spać się chce (1888 r.)
Niańka Warka, trzynastoletnia dziewczynka wykorzystywana przez swoich gospodarzy (złego szewca i jego żonę) do prac wszelakich, w tym niańczenia i usypiania ich niemowlaka, bardzo chciałaby zasnąć, ale dziecko wciąż krzyczy i płacze. Dziewczynka ma przywidzenia, nie śpi już pewnie z dwie doby. Kiedy nastaje świt, obsługuje gospodarzy. Potem znów wystaje nad kołyską. Wspomina swój rodzinny dom, umierającego ojca, różne reminiscencje i skojarzenia mącą jej się w głowie – aż w końcu „w półśnie w żaden sposób nie może pojąć, co to za siła skuwa jej ręce i nogi, przytłacza ją i przeszkadza jej żyć. Ogląda się, szuka tej siły, żeby się od niej uwolnić, ale jej nie znajduje. Wreszcie, zmęczywszy się, wytęża wszystkie swe siły i wzrok, patrzy w górę na migocącą zieloną plamę i, wsłuchawszy się w krzyk dziecka, odnajduje wroga przeszkadzającego jej żyć. Ten wróg – to dziecko. Warka śmieje się. Dziwi się, jak mogła dotąd nie rozumieć takiej prostej rzeczy, zielona plama, cienie i świerszcz także zdają się śmiać i dziwić. Owładnięta fałszywym wyobrażeniem, Warka wstaje ze stołka i szeroko się uśmiechając, nie mrugając oczyma, przechadza się po pokoju. Przyjemnie łechcze ją myśl, że oto zaraz pozbędzie się dziecka skuwającego jej ręce i nogi… Zabić dziecko, a potem spać, spać, spać…”. Dziewczyna zadusza dziecko i kładzie się na podłodze. Natychmiast zasypia – jak zabita.
Nieciekawa historia: z notatek starego człowieka (1889 r.)
Nikołaj Stiepanowicz – profesor medycyny, sława w świecie nauki – ma dopiero 62 lata, ale jest śmiertelnie chory i wie, że jego życie zbliża się do kresu. Wszystko mu zbrzydło, trawią go apatia, mizantropia, poczucie bezsensu. Obojętność określa „paraliżem duszy”. Mieszka z żoną i córką – Lizą (adeptką sztuki muzycznej). Przyjaźni się tylko z Katią, niespełnioną aktorką, dużo od niego młodszą, która zdaje się w nim podkochiwać. Katia mówi o sobie, że jest „zjawiskiem ujemnym”. Nad wszystkim unosi się aura goryczy i niespełnienia – rosyjska dusza objawia się w swym melancholijnym uroku. Umierający profesor uświadamia sobie dojmujący brak spoiwa łączącego jego myśli, uczucia, doświadczenia, poglądy: „W mych pragnieniach brak czegoś najistotniejszego, czegoś bardzo, bardzo ważnego. W moim umiłowaniu nauki, w pragnieniu dalszego życia, w tym tkwieniu na cudzym łóżku i dążeniu do poznania samego siebie, we wszystkich myślach, uczuciach i pojęciach, które stwarzam sobie o wszystkim, brak czegoś uogólniającego, co by wiązało to wszystko w pewną całość. Każde uczucie i każda myśl istnieją we mnie z osobna i we wszelkich mych sądach o nauce, teatrze, literaturze, o uczniach, we wszystkich tych obrazkach, które rysuje mi wyobraźnia, nawet najwytrawniejszy analityk nie znajdzie tego, co zwie się ogólną ideą, czyli bożyszczem żywego człowieka. A skoro tego nie ma – to znaczy, że nie ma nic”.
Sala nr 6 (1892 r.)
Przejmująca i przygnębiająca zarazem opowieść o jednostkach zniewolonych przez społeczność małego miasteczka. Indywidualizm reprezentują doktor Ragin, pracujący w lokalnym szpitalu i przyszpitalnej tytułowej sali – oddziale dla umysłowo chorych oraz jeden z pacjentów tegoż oddziału – Dymitr Iwanycz. Ich rozmowy nawiązujące do filozofii Marka Aureliusza, Diogenesa z Synopy czy Schopenhauera są ozdobą intelektualną opowiadania. Doktor zaleca pacjentowi postawę stoicką („Ból jest tylko wyobrażeniem bólu”), ale gdy ostatecznie sam trafia do sali nr 6 jako pacjent – przekonuje się o prawdzie głoszonej przez Dymitra: Człowiek jest istotą żywą i jako taki reaguje na bodźce zewnętrzne (jest wrażliwy na cierpienie, pragnie miłości itp.). Iwanycz zauważa, że w słonecznej Grecji można nawet i mieszkać w beczce jak Diogenes („i zajadać pomarańcze i oliwki”). W Rosji śniegi i mrozy szybko wyleczyłyby słynnego cynika z jego braku potrzeb. Społeczność miasteczka reprezentują urzędnicy i obywatele, stojący na straży tzw. normy. W normie mieszczą się zachowania poczciwego poczmistrza (który zadręcza Ragina swoją przyjaźnią, zabierając go w wyczerpującą podróż do Moskwy i Warszawy), młodego lekarza-karierowicza Chobotowa i miejscowego felczera („opiekują” się rozedrganym psychicznie doktorem, aż w końcu wtrącają go do „czubków”), urzędników ziemstwa i lokalnej administracji (pozbawiają Ragina stanowiska i środków do życia). Gdy doktor staje się mieszkańcem sali nr 6, traci wszelkie prawa obywatelskie. Jest ubezwłasnowolniony, jak pozostali pacjenci. Stróż Nikita, który zawsze odnosił się do niego z wielkim szacunkiem (gdy Ragin przychodził do oddziału jako lekarz), teraz nie ma wobec doktora żadnych skrupułów. Ragin z Iwanyczem rozpaczliwie buntują się przeciw bezprawiu. Wtedy doktor zostaje pobity przez stróża i następnego dnia umiera na udar. Sala nr 6 to Rosja w miniaturze. Nie tylko Rosja zresztą. „O, czemuż człowiek nie jest nieśmiertelny? – myśli doktor. – Po co są te wszystkie ośrodki i zwoje mózgowe, po co wzrok, mowa, świadomość, geniusz, jeśli temu wszystkiemu sądzone jest iść do ziemi, a koniec końców zastygnąć razem z korą ziemską i potem przez miliony lat bez sensu, celu wirować z Ziemią dokoła Słońca? Na to, żeby zastygnąć i potem wirować, wcale nie potrzeba wydobywać z niebytu człowieka z jego wzniosłym, prawie boskim umysłem i potem go jak na urąganie obracać w proch”.
Chłopi – Mużyki (1897 r.)
Lokaj moskiewskiego hotelu Słowiański Bazar Nikołaj Czykildiejew wraca z żoną i córką na wieś, do swoich. Służył całe lata w Moskwie, ale popadł w ubóstwo, skończyły się fundusze i nie mając innego wyjścia, zdecydował się na powrót. Olga (żona) jest rozmodlona i empatyczna, córka Sasza powtarza wszystko po matce. Ojciec natomiast osłabł, poleguje na piecu, aż w końcu umiera. Rodzina nie przyjmuje moskwiczan najlepiej, mnożą się niesnaski, zawiść. Przybysze są jacyś inni, nie pasują już do wiejskiego życia i obyczajów. Nowela jest obrazem zacofania, zabobonów, biedy, przemocy, pijaństwa itp. Głową rodziny naszych bohaterów jest babka, prymitywna starucha trzymająca cały dom w ryzach. Po śmierci byłego lokaja Olga z Saszą opuszczają wieś i wyruszają w świat, przemierzają pola, wraca im optymizm. Opowiadanie jest zasadniczo ponure, ale okraszone ironią, pogodną drwiną z prostoty chłopów, ma dużo smaczków, które bawią, rozczulają.
Mała trylogia: Człowiek w futerale, Agrest, Miłość (1898 r.)
Można by ją nazwać trylogią niespełnienia. Człowiek w futerale, czyli nauczyciel greki Bielikow jest symbolem – małoduszności, lęku, nieufności do ludzi i świata, mizantropii, zasklepienia się w sobie. Zarazem budzi współczucie, kiedy po zrzuceniu ze schodów przez potencjalnego szwagra, umiera schowany w swoim łóżku. W Agreście bohater zrezygnował z marzeń na rzecz idee fix – własnego dworku z uprawą agrestu. Zamiar się powiódł, ale agrest okazuje się bez smaku, kwaśny (znów symbolicznie). W Miłości oświecony i dobry właściciel młyna zakochuje się w żonie kolegi z sądu (sam pełni funkcję sędziego pokoju). Ona odwzajemnia uczucie. Miłość pozostaje jednak platoniczna, niespełniona… Bo koleżeństwo, obyczaje, okoliczności… Scena rozstania w pociągu, kiedy wreszcie wyznają sobie miłość, nie pozostawia złudzeń – jest już za późno, wszystko stracone.
Znakomita proza, z której wyłania się rosyjska dusza w całym swoim pięknie, absurdzie i tragizmie. Czechow potrafi wzruszać i rozbawiać, ale przede wszystkim skłaniać czytelnika do refleksji: nad problemami społecznymi i filozoficznymi: sensem życia i jego przemijaniem.
Przegląd wybranych opowiadań
Śmierć urzędnika (1883 r.)
Egzekutor (niski rangą urzędnik) Iwan Dmitrycz Czerwiakow oglądał przez lornetkę operetkę Dzwony kornewilskie (w petersburskiej Arkadii) i przypadkiem kichnął na siedzącego przed nim dyrektora departamentu komunikacji, ekscelencję Bryzżałowa. Dręczony niepokojem zaczął staruszka usilnie przepraszać. Ten odpowiedział, że nie szkodzi, po chwili – że już o niczym nie pamięta i chce dalej oglądać występ. Czerwiakow wmówił jednak sobie, że dyrektor co innego mówi, co innego myśli. I następnego dnia poszedł go przeprosić do urzędu. Naprzykrzał się tak długo, aż dyrektor się wściekł i odebrał zachowanie urzędnika jako drwinę. Pogonił go, a ten, choć w myślach uznał dyrektora za fanfarona, który nie chce dać się przeprosić, popadł w jeszcze większą rozpacz. Wrócił następnego dnia, znów gorliwie przepraszał, aż dyrektor wyrzucił go precz. „We wnętrznościach Czerwiakowa coś się naderwało”, wrócił do domu, położył się w swym wyjściowym mundurze na kanapie i… umarł.
Grzęzawisko (1886 r.)
Żydówka przed trzydziestką, u której pojawia się wierzyciel jej zmarłego ojca (młody porucznik), bardzo krytycznie wypowiada się o instytucji małżeństwa, i o kobietach: „Żadną pięknością kobieta nie może dość zapłacić mężowi za swą nicość” – mówi do oficera, który właśnie potrzebuje pieniędzy na ślub.
Liść na wietrze: szkic z podróży (1887 r.)
Opowiadanie o przechrzczonym Żydzie Aleksandrze Iwanyczu, tułającym się w poszukiwaniu pracy nauczyciela i chwilowo szukającym swego miejsca pośród prawosławnych mnichów, „na brzegu Donu u stóp Świętej Góry” (bardziej niż na przemianie duchowej, zależy mu na zwyczajnej bliskości drugiego człowieka i doraźnym wsparciu, jakie można znaleźć w gościnnych klasztorach, pustelniach). Narrator (współlokator Iwanycza w Świętych Górach) o Żydach-tułaczach: „Zasypiając, wyobrażałem sobie, jak zdziwiliby się i może nawet ucieszyli ci wszyscy ludzie, gdyby znalazł się jakiś umysł, jakiś język ludzki, który potrafiłby im wyjaśnić, że ich życie jest tak samo usprawiedliwione, jak każde inne”. Opis Iwanycza: „grube wargi, sposób podnoszenia przy rozmowie prawego kącika ust i prawej brwi oraz ten szczególny, oleisty blask oczu, który mają tylko semici”.
Spać się chce (1888 r.)
Niańka Warka, trzynastoletnia dziewczynka wykorzystywana przez swoich gospodarzy (złego szewca i jego żonę) do prac wszelakich, w tym niańczenia i usypiania ich niemowlaka, bardzo chciałaby zasnąć, ale dziecko wciąż krzyczy i płacze. Dziewczynka ma przywidzenia, nie śpi już pewnie z dwie doby. Kiedy nastaje świt, obsługuje gospodarzy. Potem znów wystaje nad kołyską. Wspomina swój rodzinny dom, umierającego ojca, różne reminiscencje i skojarzenia mącą jej się w głowie – aż w końcu „w półśnie w żaden sposób nie może pojąć, co to za siła skuwa jej ręce i nogi, przytłacza ją i przeszkadza jej żyć. Ogląda się, szuka tej siły, żeby się od niej uwolnić, ale jej nie znajduje. Wreszcie, zmęczywszy się, wytęża wszystkie swe siły i wzrok, patrzy w górę na migocącą zieloną plamę i, wsłuchawszy się w krzyk dziecka, odnajduje wroga przeszkadzającego jej żyć. Ten wróg – to dziecko. Warka śmieje się. Dziwi się, jak mogła dotąd nie rozumieć takiej prostej rzeczy, zielona plama, cienie i świerszcz także zdają się śmiać i dziwić. Owładnięta fałszywym wyobrażeniem, Warka wstaje ze stołka i szeroko się uśmiechając, nie mrugając oczyma, przechadza się po pokoju. Przyjemnie łechcze ją myśl, że oto zaraz pozbędzie się dziecka skuwającego jej ręce i nogi… Zabić dziecko, a potem spać, spać, spać…”. Dziewczyna zadusza dziecko i kładzie się na podłodze. Natychmiast zasypia – jak zabita.
Nieciekawa historia: z notatek starego człowieka (1889 r.)
Nikołaj Stiepanowicz – profesor medycyny, sława w świecie nauki – ma dopiero 62 lata, ale jest śmiertelnie chory i wie, że jego życie zbliża się do kresu. Wszystko mu zbrzydło, trawią go apatia, mizantropia, poczucie bezsensu. Obojętność określa „paraliżem duszy”. Mieszka z żoną i córką – Lizą (adeptką sztuki muzycznej). Przyjaźni się tylko z Katią, niespełnioną aktorką, dużo od niego młodszą, która zdaje się w nim podkochiwać. Katia mówi o sobie, że jest „zjawiskiem ujemnym”. Nad wszystkim unosi się aura goryczy i niespełnienia – rosyjska dusza objawia się w swym melancholijnym uroku. Umierający profesor uświadamia sobie dojmujący brak spoiwa łączącego jego myśli, uczucia, doświadczenia, poglądy: „W mych pragnieniach brak czegoś najistotniejszego, czegoś bardzo, bardzo ważnego. W moim umiłowaniu nauki, w pragnieniu dalszego życia, w tym tkwieniu na cudzym łóżku i dążeniu do poznania samego siebie, we wszystkich myślach, uczuciach i pojęciach, które stwarzam sobie o wszystkim, brak czegoś uogólniającego, co by wiązało to wszystko w pewną całość. Każde uczucie i każda myśl istnieją we mnie z osobna i we wszelkich mych sądach o nauce, teatrze, literaturze, o uczniach, we wszystkich tych obrazkach, które rysuje mi wyobraźnia, nawet najwytrawniejszy analityk nie znajdzie tego, co zwie się ogólną ideą, czyli bożyszczem żywego człowieka. A skoro tego nie ma – to znaczy, że nie ma nic”.
Sala nr 6 (1892 r.)
Przejmująca i przygnębiająca zarazem opowieść o jednostkach zniewolonych przez społeczność małego miasteczka. Indywidualizm reprezentują doktor Ragin, pracujący w lokalnym szpitalu i przyszpitalnej tytułowej sali – oddziale dla umysłowo chorych oraz jeden z pacjentów tegoż oddziału – Dymitr Iwanycz. Ich rozmowy nawiązujące do filozofii Marka Aureliusza, Diogenesa z Synopy czy Schopenhauera są ozdobą intelektualną opowiadania. Doktor zaleca pacjentowi postawę stoicką („Ból jest tylko wyobrażeniem bólu”), ale gdy ostatecznie sam trafia do sali nr 6 jako pacjent – przekonuje się o prawdzie głoszonej przez Dymitra: Człowiek jest istotą żywą i jako taki reaguje na bodźce zewnętrzne (jest wrażliwy na cierpienie, pragnie miłości itp.). Iwanycz zauważa, że w słonecznej Grecji można nawet i mieszkać w beczce jak Diogenes („i zajadać pomarańcze i oliwki”). W Rosji śniegi i mrozy szybko wyleczyłyby słynnego cynika z jego braku potrzeb. Społeczność miasteczka reprezentują urzędnicy i obywatele, stojący na straży tzw. normy. W normie mieszczą się zachowania poczciwego poczmistrza (który zadręcza Ragina swoją przyjaźnią, zabierając go w wyczerpującą podróż do Moskwy i Warszawy), młodego lekarza-karierowicza Chobotowa i miejscowego felczera („opiekują” się rozedrganym psychicznie doktorem, aż w końcu wtrącają go do „czubków”), urzędników ziemstwa i lokalnej administracji (pozbawiają Ragina stanowiska i środków do życia). Gdy doktor staje się mieszkańcem sali nr 6, traci wszelkie prawa obywatelskie. Jest ubezwłasnowolniony, jak pozostali pacjenci. Stróż Nikita, który zawsze odnosił się do niego z wielkim szacunkiem (gdy Ragin przychodził do oddziału jako lekarz), teraz nie ma wobec doktora żadnych skrupułów. Ragin z Iwanyczem rozpaczliwie buntują się przeciw bezprawiu. Wtedy doktor zostaje pobity przez stróża i następnego dnia umiera na udar. Sala nr 6 to Rosja w miniaturze. Nie tylko Rosja zresztą. „O, czemuż człowiek nie jest nieśmiertelny? – myśli doktor. – Po co są te wszystkie ośrodki i zwoje mózgowe, po co wzrok, mowa, świadomość, geniusz, jeśli temu wszystkiemu sądzone jest iść do ziemi, a koniec końców zastygnąć razem z korą ziemską i potem przez miliony lat bez sensu, celu wirować z Ziemią dokoła Słońca? Na to, żeby zastygnąć i potem wirować, wcale nie potrzeba wydobywać z niebytu człowieka z jego wzniosłym, prawie boskim umysłem i potem go jak na urąganie obracać w proch”.
Chłopi – Mużyki (1897 r.)
Lokaj moskiewskiego hotelu Słowiański Bazar Nikołaj Czykildiejew wraca z żoną i córką na wieś, do swoich. Służył całe lata w Moskwie, ale popadł w ubóstwo, skończyły się fundusze i nie mając innego wyjścia, zdecydował się na powrót. Olga (żona) jest rozmodlona i empatyczna, córka Sasza powtarza wszystko po matce. Ojciec natomiast osłabł, poleguje na piecu, aż w końcu umiera. Rodzina nie przyjmuje moskwiczan najlepiej, mnożą się niesnaski, zawiść. Przybysze są jacyś inni, nie pasują już do wiejskiego życia i obyczajów. Nowela jest obrazem zacofania, zabobonów, biedy, przemocy, pijaństwa itp. Głową rodziny naszych bohaterów jest babka, prymitywna starucha trzymająca cały dom w ryzach. Po śmierci byłego lokaja Olga z Saszą opuszczają wieś i wyruszają w świat, przemierzają pola, wraca im optymizm. Opowiadanie jest zasadniczo ponure, ale okraszone ironią, pogodną drwiną z prostoty chłopów, ma dużo smaczków, które bawią, rozczulają.
Mała trylogia: Człowiek w futerale, Agrest, Miłość (1898 r.)
Można by ją nazwać trylogią niespełnienia. Człowiek w futerale, czyli nauczyciel greki Bielikow jest symbolem – małoduszności, lęku, nieufności do ludzi i świata, mizantropii, zasklepienia się w sobie. Zarazem budzi współczucie, kiedy po zrzuceniu ze schodów przez potencjalnego szwagra, umiera schowany w swoim łóżku. W Agreście bohater zrezygnował z marzeń na rzecz idee fix – własnego dworku z uprawą agrestu. Zamiar się powiódł, ale agrest okazuje się bez smaku, kwaśny (znów symbolicznie). W Miłości oświecony i dobry właściciel młyna zakochuje się w żonie kolegi z sądu (sam pełni funkcję sędziego pokoju). Ona odwzajemnia uczucie. Miłość pozostaje jednak platoniczna, niespełniona… Bo koleżeństwo, obyczaje, okoliczności… Scena rozstania w pociągu, kiedy wreszcie wyznają sobie miłość, nie pozostawia złudzeń – jest już za późno, wszystko stracone.
