Rut Moabitka – krewna Boga

Wnikliwa, a zarazem przystępna interpretacja Księgi Rut, należącej do ksiąg pięciu megilot, czyli tekstów odczytywanych podczas wielkich żydowskich świąt.

Opowieść o obcej i bezbronnej dziewczynie z przeklętego Moabu, która dzięki swej miłości, pokorze i determinacji, trafiła do Betlejem (Domu Chleba), gdzie została przyjęta do wspólnoty Izraela i wpisała się w rodowód króla Dawida (jako jego prababka), czytana jest w trakcie Szawuot, rolniczego święta obchodzonego na zakończenie zbiorów.

Biskup Ryś objaśnia treść Księgi Rut na kilku płaszczyznach: religijnej, kulturowej, językowej, symbolicznej. Kluczem pozostaje kontekst biblijny. Na przykład leżąca u kolan śpiącego Booza Rut jest figurą Ewy stworzonej z żebra Adama, gdy ten pogrążony był w głębokim śnie.

Ciekawe są uwagi o prawie lewiratu, które wcale nie miało upokarzać kobiety (jak wydaje się dziś niektórym feministkom), ale niejako ocalać pamięć o ich zmarłym mężu, ponieważ potomek narodzony z krewnego męża, prawnie do owego krewnego ("korzystającego" z lewiratu) nie należał. Należał do zmarłego i wdowy. Booz przyjmując Rut na mocy lewiratu odpowiada poświęceniem na poświęcenie.

Słynne są słowa Rut skierowane do teściowej Noemi (która po utracie synów i męża Elimeleka nazwała siebie: Mara, czyli zmieniła imię ze Słodyczy na Gorycz). Rut mówi do Noemi: "Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana".

Ta postawa odmienia jej los. Znajduje u Boga (ukazanego w figurze Booza) "hesed", czyli przyjaźń, życzliwość, łaskę. Gospodarz zaczyna od tego, że pozwala jej żywić się niezebraną z pola pszenicą. Żydom wolno było zbierać dany plon tylko raz, a to, co pozostawało (na drzewach, w polu itp.) miało karmić ubogich. Tyle że Rut była spoza Izraela. Jak owa Syrofenicjanka, której Jezus nie odmówił "resztek z pańskiego stołu".

Na koniec dygresja, która mnie zafrapowała: Jakub nim stał się Izraelem walczył nie z aniołem, czy z Bogiem, lecz z samym sobą. Stary człowiek (słaby, bojący się brata Ezawa) zmagał się w nim z tym nowym, dzielnym, od którego pochodzi nazwa narodu wybranego.

W tę genealogię zaczynającą się od Abrahama, Izaaka i Jakuba (Izraela), zmierzającą do Dawida, a z perspektywy chrześcijańskiej kończącą się na samym Jezusie (vide: Ewangelia wg św. Mateusza) wpisała się właśnie Rut Moabitka.

Ksiądz Ryś słusznie zachęca, by pochylać się nad jej historią i czerpać z niej nadzieję, że dzięki wiernej miłości można oszukać przeznaczenie.