Demony wyobraźni, czyli „Pokuta” Iana McEwana

Mam kłopot z oceną tej książki.

Pierwsza część jest znakomita: upalny letni dzień 1935 r. w majątku zamożnej angielskiej rodziny Tallisów aż kipi od emocji i oczekiwań skrywanych za zasłoną konwenansu. Portrety psychologiczne są świetnie nakreślone, relacje między bohaterami ukazane bardzo wiarygodnie, prawdziwe w swej nieoczywistości. Język utworu uwodzi subtelną elegancją. Czułem się, jakbym wrócił do klasyki spod znaku Galsworthy'ego czy Henry'ego Jamesa.

Czar prysł jednak w drugiej części opowieści, w której narrator (a raczej narratorka, jak się w finale okaże) zanudza czytelnika epizodami z żołnierskiego życia głównego bohatera (długi marsz rozbitych brytyjskich oddziałów w stronę wybrzeża w czasie bitwy o Dunkierkę) oraz sentymentalnym wątkiem miłosnym. To połączenie (wojny i miłości) uczyniło z powieści nużący melodramat.

Nie potrafiłem współczuć kochankom, nie wzruszył mnie ich los, a przecież powinien, zwłaszcza los Robbiego (chłopaka wychowanego przy rodzinie Tallisów, syna ich służącej), niesłusznie oskarżonego o gwałt na dorastającej dziewczynce. Nawiasem mówiąc jego ukochana Cecilia przypominała mi Mary Crawley z serialu Downton Abbey. Tak też ją sobie wyobrażałem.

Najciekawsza postać, Briony Tallis (młodsza siostra Cecilii) straciła swój intrygujący urok, kiedy dorosła i zaczęła odbywać służbę pielęgniarską w londyńskim szpitalu (opieka nad rannymi żołnierzami). O jej pracy i próbach naprawienia błędu z przeszłości traktuje trzecia część historii (fabularnie mało zajmująca). 

W pamięci pozostaną mi trzy sceny widziane oczami trzynastoletniej Briony:
1) Cecilia w samej bieliźnie schylająca się po upuszczony do fontanny drogocenny wazon (czyniąca to na oczach Robbiego),
2) Robbie osaczający (czy na pewno?) Cecilię w domowej bibliotece,
3) dwa zespolone kształty ludzkie (napastnika i ofiary?) w krzakach, pod osłoną nocy, podczas akcji poszukiwania niesfornych bliźniaków.

Widzenia te przefiltrowane przez wyobraźnię dziewczynki marzącej o karierze literackiej i mylnie przez nią zinterpretowane przyczyniły się do tragedii niewinnego człowieka.

McEwan zostawia nas z pytaniami o rolę wyobraźni w kształtowaniu rzeczywistości, o ciężar winy, jeśli w grę wchodzi wina dziecka (dopiero po latach uświadomiona), o możliwość jej odkupienia (znaczenie pokuty), a także o przeznaczenie, przemożną siłę fatum.

Szkoda, że pozostałe części utworu nie utrzymały poziomu pierwszej. To mogło być dzieło wybitne, tak się zapowiadało. Ostatecznie okazało się jedynie dobre (powiedzmy: dobre z plusem).