Spowiedź ojca wieku

Wielki Lew Tołstoj u szczytu powodzenia i sławy przechodzi kryzys egzystencjalny, czemu daje wyraz w konfesyjnym dziełku "Spowiedź" (1879 r.).

Punktem wyjścia rozważań jest odwieczne pytanie o sens życia ("Po co żyję i co po mnie zostanie?"). Autor "Wojny i pokoju" powołuje się na Koheleta, Buddę czy współczesnego mu Schopenhauera, którzy, jego zdaniem, najwnikliwiej rozpoznali absurd istnienia.

Tołstoj, podobnie jak oni, zwłaszcza na wzór Eklezjasty, mierzy się z tym dręczącym poczuciem klęski, na jaką skazane jest każde ludzkie przeżycie, dążenie, działanie. W obliczu kruchości bytu wszystko zdaje się przecież marnością (także szczęście rodzinne, zaszczyty, bogactwo materialne, przyjemności intelektualne i zmysłowe).

Jak zatem ludzie mogą żyć, skoro życie nie ma sensu? Możliwe są cztery postawy, cztery warianty odpowiedzi:
1) nie zdawać sobie sprawy z absurdu egzystencji,
2) oswajać absurd na sposób epikurejski,
3) skończyć z absurdem życia, unicestwiając je (samobójstwo),
4) chcieć skończyć, ale ze względu na słabość charakteru nie być do tego zdolnym.

Pisarz przyznaje, że w momencie swego kryzysu znajdował się w sytuacji nr 4, czyli najgorszej z możliwych. Ostatecznie jednak z niej wybrnął, kiedy uświadomił sobie, że ww. opcje dotyczą głównie osób z jego sfery: myślicieli, artystów, polityków, ziemian. Tymczasem miliony tzw. prostych ludzi żyją, pracują, kochają, umierają spokojnie, z poczuciem celowości. Co zatem nadaje wartość ich życiu?

Oczywiście wiara, którą literat w młodości porzucił, a teraz odnalazł ją jako jedyne możliwe rozwiązanie problemu istnienia. Wiara odsłania przed nami perspektywę nieskończoności i mimo że jej prawdy obce są rozumowi, zakorzenia nas właśnie w sensie, ładzie.

Tołstoj wraca więc na łono Cerkwi, znów, jak w dzieciństwie, uczestniczy w nabożeństwach, przyjmuje sakramenty. Nie daje mu jednak spokoju postawa duchownych oparta na przekonaniu, że prawosławie to jedyna prawdziwa religia. Przecież katolicy czy protestanci myślą to samo o swoich wyznaniach! Jest ponadto tyle różnych odłamów w ramach samego prawosławia (starowiercy, paszkowcy, mołokanie itp.). I jeszcze jedno: jak Cerkiew może popierać wojnę (w tym przypadku rosyjsko-turecką: 1877-1878) i modlić się za żołnierzy rosyjskich, którzy "w imię chrześcijańskiej miłości zabijają swoich braci"?

Ostateczną odpowiedzią okazuje się dla Tołstoja wiara o charakterze ekumenicznym, uniwersalnym, oparta na ideałach chrześcijaństwa, ale wykraczająca poza ramy tego czy innego wyznania, poza wymiar kościelny, obrzędowy.

W epilogu napisanym w 1882 r. autor "Anny Kareniny" przywołuje sen, który obrazowo ujmuje to, co przeżył i do czego w swoich rozważaniach doszedł. Oto wisi na splecionych linach, między dwoma obszarami: przepaścią w dole i przestworem w górze. Liny się rozluźniają i stopniowo spod niego usuwają, grozi mu runięcie w otchłań. Gdy jednak wpatruje się w górę, spływa na niego spokój. Wreszcie trzyma się na jednej tylko linie, która w jakiś zadziwiający sposób, dzięki sile emanującej z owej nieskończonej wysokości, okazuje się stabilna. Śniący odzyskuje równowagę.

"Spowiedź" jest lekturą wartościową, aczkolwiek z filozoficznego punktu widzenia mało odkrywczą. Przypomina nam jednak, że egzystencjalizm nie zaczął się w XX w. wraz z Camusem czy Sartre'em (jak się niektórym czasem wydaje), a także uświadamia, że absurdu istnienia można doświadczać nie tylko w sytuacjach granicznych (samotności, utraty kogoś bliskiego, śmiertelnej choroby itp.), lecz również wtedy, gdy (pozornie) jesteśmy spełnieni i szczęśliwi.