Zapoznałem się z najgłośniejszą powieścią Jane Austen. Miało to być odkrycie po latach przynoszące radość obcowania z wytworną, brytyjską klasyką. Angielskie obyczaje, styl, powściągliwość, humor – to coś, co bardzo lubię i czego po tej książce się spodziewałem. Tymczasem, nieoczekiwanie, przeżyłem spory zawód.
Wprawdzie nie można odmówić autorce dobrego warsztatu literackiego i zmysłu obserwacji, niemniej jednak niemal wszystko w „Dumie i uprzedzeniu”’ sprowadza się do swatów! Plotki, intrygi, podchody podporządkowane są jednemu celowi – zamążpójściu. Towarzyski magiel w gustownym wydaniu.
Rozumiem, że mamy do czynienia z romansem, a ten rządzi się swoimi prawami. Tyle że w przypadku uznanych dzieł literatury (a za takie uchodzi tekst Austen) wątek miłosny powinien stanowić tylko pretekst do ukazania czegoś więcej – jakichś prawd i wartości o charakterze uniwersalnym. Innymi słowy: samo zabawianie czytelnika sentymentalną historią to – jak na tak ceniony tytuł – zdecydowanie za mało.
Oczywiście znajdziemy w utworze trochę błyskotliwych cytatów, nieco dowcipnych fragmentów i kilka wyrazistych postaci, ale ile z tego ostatecznie utkwi nam na dłużej w pamięci, ile nas zaskoczy?
Już sam wątek główny – relacji między uprzedzoną Elżbietą a dumnym panem Darcym jest do bólu przewidywalny. Od początku wiadomo, że bohaterowie przejdą typową drogę „from enemies to lovers”. Darcy – chmurny książę z bajki (tzn. bajecznie bogaty właściciel dóbr Pemberley w Derbyshire, przynoszących imponujący roczny dochód 10 tysięcy funtów) pod maską szorstkiej wyniosłości skrywający dobroć i szlachetność oraz rozważna, pięknooka Lizzy, dla której zyskanie tak znakomitej partii stanowiło niewątpliwy awans, aczkolwiek przyjęty z godnością. Nie wzruszył mnie ani ich los, ani nie zaciekawiły ich osobowości.
Wątki poboczne również mają charakter matrymonialny. Pani Bennet, która „ilekroć ją coś irytuje wyobraża sobie, że cierpi na nerwy” ma jedno pragnienie – uszczęśliwić każdą ze swych pięciu córek znalezieniem męża. I tak najstarsza (choć zaledwie 23-letnia) i najładniejsza Jane zwiąże się z pogodnym Charlesem Bingleyem, przyjacielem pana Darcy’ego, zaś najmłodsza, trzpiotowata Lidia ucieknie z fircykowatym oficerem Georgem Wickhamem do Londynu, by po zabiegach całej familii wrócić na łono rodziny i wywołaną awanturę spuentować – jakżeby inaczej – ślubem.
Dwie postaci, których świat nie kręci się wokół godów to ojciec dziewcząt – pan Bennet (właściciel objętego majoratem majątku Longbourn w hrabstwie Hertfordshire, niezdolny zagwarantować córkom dużego posagu, aczkolwiek zapewniający im relatywnie dostatnie życie) oraz średnia córka Mary. Bennet to angielski dżentelmen – inteligentny, sarkastyczny, zdystansowany. Mary natomiast, najmniej urodziwa z sióstr, nie żywiąc nadziei na upolowanie męża, zajmuje się literaturą i muzyką. Otoczenie (łącznie z narratorem) odnosi się z drwiną i lekceważeniem do jej upodobań (jako że mają one charakter z trudem skrywanej kompensacji). Mnie natomiast było Mary żal i to właśnie ją oraz nieco wycofanego, patrzącego na całe to uczuciowe szaleństwo ze zdroworozsądkowym dystansem ojca najbardziej polubiłem.
Pośród galerii bohaterów na uwagę zasługuje jeszcze młody pastor Collins, najbliższy męski krewny pana Benneta, mający odziedziczyć Longbourn (prawem majoratu). Postać świetnie wykreowana – karykaturalna w swej głupocie i pompatyczności połączonej z mylnym przeświadczeniem o własnym znaczeniu, a zarazem cechująca się groteskową czołobitnością wobec możnych (zwłaszcza swej protektorki lady Katarzyny de Bourgh). Szkoda, że wątek tego zabawnego bohatera nie został przedstawiony bardziej szczegółowo.
Dotyczy to także innych wątków, które warto było rozwinąć w celu wyeksponowania elementów społeczno-obyczajowych kosztem stricte miłosnych. W moim odczuciu pani Austen zaproponowała za dużo romansu w romansie.
Bale, spacery, obiady, herbatki, piękne stroje, dobre maniery (choć nie u wszystkich), wytworność, kurtuazja – cały ten pełen blichtru salonowy świat – niemal zawsze do mnie przemawia swym niezaprzeczalnym urokiem. Tym razem jednak nie przemówił.
Wybrane cytaty
1) Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony.
2) Każdy człowiek potrafi bez trudu zrobić pierwszy krok – zwykle jest to lekkie zainteresowanie – niewielu jednak ma dosyć odwagi, by zakochać się prawdziwie, nie otrzymując po temu zachęty.
3) Duma związana jest z tym, co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.
4) Myśl o przeszłości tylko wtedy, kiedy może ci ona sprawić przyjemność.
5) Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa.
6) Ostatecznie żyjemy po to, aby zapewniać rozrywkę sąsiadom i sami ich wyśmiewać.
7) Jeśli kobieta, podobnie umiejętnie jak przed ludźmi, skrywa uczucie przed swym wybranym, może go stracić, a wtedy nędzną pociechą jest przekonanie, że świat również o niczym nie wiedział.
8) Wyobraźnia kobiety jest wartka jak strumień, w mgnieniu oka przeskakuje z podziwu do miłości, zaś z miłości do ołtarza.
9) Ci, którzy cierpią w milczeniu, nie znajdą miłosierdzia.
10) Dziewczęta lubią mieć od czasu do czasu zawód miłosny – lubią to prawie tak samo jak wychodzić za mąż. To jest coś, o czym można rozmyślać i co je w pewien sposób wyróżnia spośród towarzyszek.
Wprawdzie nie można odmówić autorce dobrego warsztatu literackiego i zmysłu obserwacji, niemniej jednak niemal wszystko w „Dumie i uprzedzeniu”’ sprowadza się do swatów! Plotki, intrygi, podchody podporządkowane są jednemu celowi – zamążpójściu. Towarzyski magiel w gustownym wydaniu.
Rozumiem, że mamy do czynienia z romansem, a ten rządzi się swoimi prawami. Tyle że w przypadku uznanych dzieł literatury (a za takie uchodzi tekst Austen) wątek miłosny powinien stanowić tylko pretekst do ukazania czegoś więcej – jakichś prawd i wartości o charakterze uniwersalnym. Innymi słowy: samo zabawianie czytelnika sentymentalną historią to – jak na tak ceniony tytuł – zdecydowanie za mało.
Oczywiście znajdziemy w utworze trochę błyskotliwych cytatów, nieco dowcipnych fragmentów i kilka wyrazistych postaci, ale ile z tego ostatecznie utkwi nam na dłużej w pamięci, ile nas zaskoczy?
Już sam wątek główny – relacji między uprzedzoną Elżbietą a dumnym panem Darcym jest do bólu przewidywalny. Od początku wiadomo, że bohaterowie przejdą typową drogę „from enemies to lovers”. Darcy – chmurny książę z bajki (tzn. bajecznie bogaty właściciel dóbr Pemberley w Derbyshire, przynoszących imponujący roczny dochód 10 tysięcy funtów) pod maską szorstkiej wyniosłości skrywający dobroć i szlachetność oraz rozważna, pięknooka Lizzy, dla której zyskanie tak znakomitej partii stanowiło niewątpliwy awans, aczkolwiek przyjęty z godnością. Nie wzruszył mnie ani ich los, ani nie zaciekawiły ich osobowości.
Wątki poboczne również mają charakter matrymonialny. Pani Bennet, która „ilekroć ją coś irytuje wyobraża sobie, że cierpi na nerwy” ma jedno pragnienie – uszczęśliwić każdą ze swych pięciu córek znalezieniem męża. I tak najstarsza (choć zaledwie 23-letnia) i najładniejsza Jane zwiąże się z pogodnym Charlesem Bingleyem, przyjacielem pana Darcy’ego, zaś najmłodsza, trzpiotowata Lidia ucieknie z fircykowatym oficerem Georgem Wickhamem do Londynu, by po zabiegach całej familii wrócić na łono rodziny i wywołaną awanturę spuentować – jakżeby inaczej – ślubem.
Dwie postaci, których świat nie kręci się wokół godów to ojciec dziewcząt – pan Bennet (właściciel objętego majoratem majątku Longbourn w hrabstwie Hertfordshire, niezdolny zagwarantować córkom dużego posagu, aczkolwiek zapewniający im relatywnie dostatnie życie) oraz średnia córka Mary. Bennet to angielski dżentelmen – inteligentny, sarkastyczny, zdystansowany. Mary natomiast, najmniej urodziwa z sióstr, nie żywiąc nadziei na upolowanie męża, zajmuje się literaturą i muzyką. Otoczenie (łącznie z narratorem) odnosi się z drwiną i lekceważeniem do jej upodobań (jako że mają one charakter z trudem skrywanej kompensacji). Mnie natomiast było Mary żal i to właśnie ją oraz nieco wycofanego, patrzącego na całe to uczuciowe szaleństwo ze zdroworozsądkowym dystansem ojca najbardziej polubiłem.
Pośród galerii bohaterów na uwagę zasługuje jeszcze młody pastor Collins, najbliższy męski krewny pana Benneta, mający odziedziczyć Longbourn (prawem majoratu). Postać świetnie wykreowana – karykaturalna w swej głupocie i pompatyczności połączonej z mylnym przeświadczeniem o własnym znaczeniu, a zarazem cechująca się groteskową czołobitnością wobec możnych (zwłaszcza swej protektorki lady Katarzyny de Bourgh). Szkoda, że wątek tego zabawnego bohatera nie został przedstawiony bardziej szczegółowo.
Dotyczy to także innych wątków, które warto było rozwinąć w celu wyeksponowania elementów społeczno-obyczajowych kosztem stricte miłosnych. W moim odczuciu pani Austen zaproponowała za dużo romansu w romansie.
Bale, spacery, obiady, herbatki, piękne stroje, dobre maniery (choć nie u wszystkich), wytworność, kurtuazja – cały ten pełen blichtru salonowy świat – niemal zawsze do mnie przemawia swym niezaprzeczalnym urokiem. Tym razem jednak nie przemówił.
Wybrane cytaty
1) Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony.
2) Każdy człowiek potrafi bez trudu zrobić pierwszy krok – zwykle jest to lekkie zainteresowanie – niewielu jednak ma dosyć odwagi, by zakochać się prawdziwie, nie otrzymując po temu zachęty.
3) Duma związana jest z tym, co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.
4) Myśl o przeszłości tylko wtedy, kiedy może ci ona sprawić przyjemność.
5) Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa.
6) Ostatecznie żyjemy po to, aby zapewniać rozrywkę sąsiadom i sami ich wyśmiewać.
7) Jeśli kobieta, podobnie umiejętnie jak przed ludźmi, skrywa uczucie przed swym wybranym, może go stracić, a wtedy nędzną pociechą jest przekonanie, że świat również o niczym nie wiedział.
8) Wyobraźnia kobiety jest wartka jak strumień, w mgnieniu oka przeskakuje z podziwu do miłości, zaś z miłości do ołtarza.
9) Ci, którzy cierpią w milczeniu, nie znajdą miłosierdzia.
10) Dziewczęta lubią mieć od czasu do czasu zawód miłosny – lubią to prawie tak samo jak wychodzić za mąż. To jest coś, o czym można rozmyślać i co je w pewien sposób wyróżnia spośród towarzyszek.
