Każde spotkanie z redaktorem Michalkiewiczem to duża przyjemność intelektualna. Ten dziennikarz, funkcjonujący od lat na obrzeżach mainstreamowej publicystyki, jest niezrównanym ironistą i przenikliwym obserwatorem sceny politycznej.
Upodobał sobie, jak sam się do tego przyznaje, teorię spiskową, wedle której naszym "nieszczęśliwym krajem" rządzą rotacyjnie trzy agenturalne stronnictwa: pruskie, ruskie i amerykańsko-żydowskie. Działania kolejnych rządów są zwykle realizacją interesów którejś z ww. opcji. Tę tezę redaktor argumentuje bardzo przekonująco, wykorzystując swoje zdolności erystyczne oraz szeroką wiedzę na temat najnowszej historii Polski. Śledzimy wydarzenia, które kształtowały los naszego państwa i narodu, począwszy od przegranego powstania styczniowego (1863 r.) aż po rok 2020. Mamy zatem perspektywę ostatnich 150 lat.
Wywiad prowadzony przez młodego historyka Jarosława Kornasia jest szalenie wciągający, choć trzeba przyznać, że w rozmowie obu panów zdarzają się pewne nieścisłości czy niedopowiedzenia (np. w rozdziale o aferze Rywina brak wyjaśnienia, na czym ona polegała!). Zdawkowo potraktowano niektóre kluczowe kwestie, jak choćby katastrofę smoleńską. Po wprowadzeniu dotyczącym powstania styczniowego dokonano zbyt gwałtownego przeskoku do okresu pierwszej wojny światowej, połykając niejako kilka dziesięcioleci.
Niezależnie od tych słabości, publikację należy uznać za udaną. Każdy sympatyk Stanisława Michalkiewicza będzie usatysfakcjonowany, gdyż znajdzie w jego wypowiedziach wszystko to, za co ceni redaktora: oryginalną interpretację wydarzeń politycznych imponującą logiką wywodu i okraszoną wyśmienitym humorem (mimo ponurych konstatacji). Nie brak w książce zabawnych anegdot i powiedzonek (czy to autorstwa samego publicysty, czy też przez niego zasłyszanych). Mnie m.in. rozbawiła modlitwa francuskiego żołnierza z czasów rewolucji: "Boże, jeśli jesteś, zbaw moją duszę, jeżeli ją mam". Redaktor Michalkiewicz przywołał ją jako przykład niejasności i niezdecydowania w odniesieniu do frazy zapisanej w art. 2 Konstytucji RP z 1997 r. Otóż fraza ta głosi, że "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej".
Ta mglista definicja wskazuje na trzy różne porządki ustrojowe: demokrację, nomokrację ("państwo prawne") oraz socjalizm ("sprawiedliwość społeczna"). Według Michalkiewicza takie pomieszanie pojęć przyczynia się do wielu nadużyć i wypaczeń. I rzeczywiście: niejasne zapisy prawne sprzyjają rozmaitym interpretacjom, stając się narzędziem manipulacji i osiągania doraźnych celów politycznych. Jak zauważył średniowieczny filozof Duns Szkot: Jeśli raz się zgodzimy na przyjęcie sprzeczności, to możemy potem "udowodnić" każdą niedorzeczność.
Polecam "Zmorę" wszystkim zainteresowanym naszymi polskimi sprawami, nie tylko zwolennikom poglądów pana Michalkiewicza.
Upodobał sobie, jak sam się do tego przyznaje, teorię spiskową, wedle której naszym "nieszczęśliwym krajem" rządzą rotacyjnie trzy agenturalne stronnictwa: pruskie, ruskie i amerykańsko-żydowskie. Działania kolejnych rządów są zwykle realizacją interesów którejś z ww. opcji. Tę tezę redaktor argumentuje bardzo przekonująco, wykorzystując swoje zdolności erystyczne oraz szeroką wiedzę na temat najnowszej historii Polski. Śledzimy wydarzenia, które kształtowały los naszego państwa i narodu, począwszy od przegranego powstania styczniowego (1863 r.) aż po rok 2020. Mamy zatem perspektywę ostatnich 150 lat.
Wywiad prowadzony przez młodego historyka Jarosława Kornasia jest szalenie wciągający, choć trzeba przyznać, że w rozmowie obu panów zdarzają się pewne nieścisłości czy niedopowiedzenia (np. w rozdziale o aferze Rywina brak wyjaśnienia, na czym ona polegała!). Zdawkowo potraktowano niektóre kluczowe kwestie, jak choćby katastrofę smoleńską. Po wprowadzeniu dotyczącym powstania styczniowego dokonano zbyt gwałtownego przeskoku do okresu pierwszej wojny światowej, połykając niejako kilka dziesięcioleci.
Niezależnie od tych słabości, publikację należy uznać za udaną. Każdy sympatyk Stanisława Michalkiewicza będzie usatysfakcjonowany, gdyż znajdzie w jego wypowiedziach wszystko to, za co ceni redaktora: oryginalną interpretację wydarzeń politycznych imponującą logiką wywodu i okraszoną wyśmienitym humorem (mimo ponurych konstatacji). Nie brak w książce zabawnych anegdot i powiedzonek (czy to autorstwa samego publicysty, czy też przez niego zasłyszanych). Mnie m.in. rozbawiła modlitwa francuskiego żołnierza z czasów rewolucji: "Boże, jeśli jesteś, zbaw moją duszę, jeżeli ją mam". Redaktor Michalkiewicz przywołał ją jako przykład niejasności i niezdecydowania w odniesieniu do frazy zapisanej w art. 2 Konstytucji RP z 1997 r. Otóż fraza ta głosi, że "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej".
Ta mglista definicja wskazuje na trzy różne porządki ustrojowe: demokrację, nomokrację ("państwo prawne") oraz socjalizm ("sprawiedliwość społeczna"). Według Michalkiewicza takie pomieszanie pojęć przyczynia się do wielu nadużyć i wypaczeń. I rzeczywiście: niejasne zapisy prawne sprzyjają rozmaitym interpretacjom, stając się narzędziem manipulacji i osiągania doraźnych celów politycznych. Jak zauważył średniowieczny filozof Duns Szkot: Jeśli raz się zgodzimy na przyjęcie sprzeczności, to możemy potem "udowodnić" każdą niedorzeczność.
Polecam "Zmorę" wszystkim zainteresowanym naszymi polskimi sprawami, nie tylko zwolennikom poglądów pana Michalkiewicza.
