Ale Kartezjusz się mylił... (o "Błędzie Kartezjusza" Antonia Damasio)

„Ale Kartezjusz się mylił. Myśl moja nie jest dowodem mojego istnienia” – pisał w „Psalmie o trzcinie” Roman Brandstaetter. Przypomniałem sobie tę frazę, czytając książkę Antonia Damasio. Amerykański neurobiolog próbuje przekonać nas, że słynny filozof nie miał racji, wyprowadzając byt z myślenia.

Jestem, więc myślę

Autor „Błędu Kartezjusza” prowokuje wręcz do odwrócenia tezy: Cogito ergo sum. Nie jest tak, że istnieję, dlatego że myślę. To najpierw pojawia się egzystencja, a dopiero potem rodzi się intelekt. Taki porządek zachodzi w naturze, tak działa ewolucja. Z badań mózgu wynika, że jego starsze części odpowiadają za elementarne działania i reakcje, a dopiero nowsze za myślenie. Przy czym nie powinno się tego tak ostro formułować, gdyż nie da się w prosty sposób przypisać danemu zjawisku psychicznemu podstawy fizykalnej. W tym sensie frenologia (XIX-wieczna teoria, która chciała ściśle powiązać konkretne cechy i zachowania człowieka z określonymi obszarami w mózgu) poniosła porażkę.

Dziwny przypadek Phineasa Gage’a

Damasio wychodzi od przypadku Phineasa Gage’a z 1948 r. Otóż ten młody człowiek, pracując jako kierownik budowy kolei w Cavendish w stanie Vermont, doznał poważnego uszkodzenia mózgu na skutek niespodziewanego wybuchu ładunku z prochem strzelniczym – stalowy pręt przebił na wylot jego czaszkę, niszcząc znaczną część płatów czołowych. Gage’owi pozornie nic się nie stało, co samo w sobie było wielką sensacją. Po krótkim czasie odzyskał świadomość, mógł normalnie mówić i funkcjonować. Niebawem dostrzeżono jednak zmiany w jego osobowości. Z miłego, zaradnego i odpowiedzialnego człowieka stał się kimś zupełnie innym – jego zachowanie odznaczało się teraz wulgarnością, agresją i niezdolnością do podejmowania decyzji związanych z racjonalnym planowaniem (co oczywiście odbiło się negatywnie na jego życiu osobistym i zawodowym).

Pułapka lobotomii

Wydawałoby się, że frenolodzy mieli w pewnym sensie rację. Niewykluczone, że historia Gage’a wpłynęła na popularność lobotomii (zabiegu polegającego na przecięciu połączeń kory przedczołowej z innymi strukturami mózgowia). Lobotomia (inaczej leukotomia), ciesząca się złą sławą od czasu filmu „Lot nad kukułczym gniazdem” (1975 r.) miała w założeniu pomagać ludziom ciężko chorym psychicznie poprzez eliminację partii mózgu odpowiedzialnych za obserwowane stany patologiczne. I w istocie – okazuje się, że po takich zabiegach można np. odczuwać ból, ale nic sobie z niego nie robić, ponieważ „amputowano” nam doświadczenie cierpienia (czyli uczuciowej reakcji na ból). Problem z lobotomią polega jednak na tym, że zyskując coś, możemy wiele stracić (np. zdolność zapamiętywania), bo – jak się okazuje – mózg jest strukturą zbyt złożoną, zbyt wielowymiarową, żeby móc przewidzieć, jak się zachowa. Innymi słowy: usunięcie jednego elementu czy mikroobszaru sprawia, że naruszamy cały mechanizm, zaburzając jego funkcjonalność na różnych poziomach (w różnych aspektach). Współcześnie wiemy, że „obwody ludzkiego mózgu tworzy kilka miliardów neuronów. Liczba tworzonych przez nie synaps sięga przynajmniej biliarda. Długość połączeń aksonowych w mózgu człowieka jest rzędu kilkuset tysięcy mil”.

Błąd Kartezjusza

Damasio, analizując tę złożoność, utrzymuje, że dotyczy ona całej struktury człowieka. Mózg (umysł) jest według niego najściślej powiązany z ciałem. Gdyby udało się go wyizolować, oderwać od ciała, myślelibyśmy i czuli zupełnie inaczej (o ile byłoby to w ogóle możliwe). Tytułowy błąd Kartezjusza polega zatem na rozcięciu (zburzeniu) owej naturalnej jedności między res cogitans a res extensa, co zaciążyło na nauce, medycynie, a nawet mentalności ludzi Zachodu („To prawdziwie zadziwiające, że Kartezjusz przyczynił się do zmodyfikowania dróg rozwoju medycyny, sprawiając, iż odwróciła się ona od organicznego, uznającego zakorzenienie umysłu w ciele, podejścia, które dominowało od czasów Hipokratesa aż po Renesans”).

„Oto i błąd Kartezjusza: oddzielenie otchłanią ciała i umysłu, uchwytnego, mierzalnego, działającego na podstawie jakiegoś mechanizmu, nieskończenie podzielnego ciała oraz nieuchwytnego, niemierzalnego, niedotykalnego i niepodzielnego umysłu; sugestia, iż rozumowanie, osąd moralny i cierpienie rodzące się z fizycznego bólu lub uniesienia emocjonalnego mogą istnieć w oddzieleniu od ciała” (s. 274).

Wielu neurobiologów do dziś mylnie zakłada, że „naturę umysłu można w pełni wyjaśnić w samych tylko terminach tego, co rozgrywa się w mózgu, nie biorąc pod uwagę wpływów całej reszty organizmu ani jego fizycznego i społecznego otoczenia, ani też tego, że kształt fizycznego otoczenia jest po części skutkiem wcześniejszych działań organizmu” (s. 275).

Podział uczuć

Ciało i mózg są w ogromnym stopniu od siebie zależne. Damasio przytacza szereg faktów i obserwacji mających potwierdzać jego tezę. Nasze stany psychiczne "wypływają" z trzewi i odwrotnie. Emocje, rozum i mózg to układ ściśle scalony.

W normalnych warunkach mamy poczucie pewnej homeostazy, równowagi, która zaburzona – objawia się ogólnym niepokojem, szybszym przepływem krwi, wzrostem ciśnienia itp. Amerykański neurolog wnioskuje, że istnieje coś takiego jak uczucia tła.

Damasio dokonuje interesującego podziału uczuć na:
a) uczucia podstawowych emocji uniwersalnych (szczęście, smutek, lęk, złość, odraza),
b) uczucia subtelnych emocji uniwersalnych (euforia i ekstaza to pochodne szczęścia, melancholia i zaduma to rodzaje smutku, panika i nieśmiałość to odmiany lęku),
c) uczucia tła.

Uczucia tła to ogólna świadomość stanu ciała. Rodzą się one niejako w tle stanów ciała, nie zaś w stanach emocjonalnych. To wszystko to, co odczuwamy w sytuacji bez wstrząsów emocjonalnych, ogólne samopoczucie, nastrój. Zazwyczaj jednak przytłumiają je emocje. Są także osoby, które nie odczuwają owego tła, czyli nie odbierają sygnałów z ciała. To ludzie z anozognozją, czyli zaburzeniem polegającym na niezdolności do zdania sobie sprawy z własnej choroby.

Hipoteza markera somatycznego

Z koncepcją uczuć tła wiąże się wysunięta przez Damasio hipoteza markera somatycznego. Autor zauważa, że zanim podejmiemy określoną decyzję, rozważymy scenariusze zdarzeń, dokonamy analizy zysków i strat, zanim nasz umysł zacznie zmierzać ku rozwiązaniu problemu, dzieje się w nim coś istotnego: „gdy na myśl przychodzą złe skutki danej decyzji – nawet jeśli dzieje się to tylko przez mgnienie oka – doświadczasz nieprzyjemnego uczucia w trzewiach (…) odczucie to odnosi się do ciała i sygnalizuje pojawienie się określonego uczucia” (s. 196). To właśnie jest marker somatyczny – ukryty alarm pochodzący z ciała.

Czy marker somatyczny ma coś wspólnego z intuicją? – „tajemniczym sposobem dochodzenia do rozwiązania problemów bez udziału rozumowania”. Nawiasem mówiąc kreatywność (wg wirusologa Jonasa Salka) jest wynikiem zlewania się intuicji i intelektu.

Czym jest świadomość?

Nie ukrywam, że lektura „Błędu Kartezjusza” była dla mnie trudna. Autor pomyślał swą pracę jako publikację popularnonaukową, ale więcej w niej treści specjalistycznych niż skierowanych do laików. Książka jest bardziej naukowa niż popularna. Brak w niej trochę polotu, fascynujących przykładów, błyskotliwych porównań. Przy czym nie jest tak, że nie znajdziemy ich w ogóle.

Szkoda, że filozoficzna perspektywa świadomości (jako duszy) została potraktowana nieco marginalnie. Mnie najbardziej frapuje i niepokoi pytanie: Czy umysł, owa Kartezjańska res cogitans, to tylko funkcja mózgu, program wgrany na komputerze, do którego można by mózg przyrównać? (tę tezę Damasio neguje). Czy świadomość jest jedynie wytworem ewolucji, wyższą, wysublimowaną formą materii? (ku tej odpowiedzi autor zdaje się skłaniać). Jak określić jej ontologiczny status?

Wybrane cytaty

1) Prawie nigdy nie myślimy o teraźniejszości, a nawet jeśli to czynimy, to tylko dlatego, by stwierdzić, jakie rzuca światło na nasze plany na przyszłość (Blaise Pascal).
2) Tylko agonia i męki warte są tego, by o nich pisać (…) Nic prócz starych cnót i prawd serca, starych uniwersalnych prawd, których brak czyni każdą historię efemeryczną i skazaną na porażkę: miłości, honoru, żalu, dumy, współczucia i poświęcenia (William Faulkner).
3) Fallor ergo sum – Jestem zwodzony (kuszony), więc jestem (św. Augustyn).
4) W którymś momencie ewolucji zaczęła funkcjonować elementarna świadomość. Wraz z nią pojawił się prosty umysł. Kiedy stał się on mechanizmem bardziej złożonym, pojawiła się możliwość myślenia – a jeszcze później – użycia języka w komunikacji i dla usprawnienia procesu myślenia. Dla nas zatem na początku był byt, potem zaś pojawiła się myśl. To samo dotyczy naszego rozwoju jednostkowego, w którym pojawiamy się jako byt, a dopiero później zaczynamy myśleć. Jesteśmy i myślimy, a myślimy tylko w tym stopniu, w jakim jesteśmy, gdyż myślenie opiera się w istocie na funkcjonowaniu struktur bytu (Damasio, s. 273).
5) Uczucia zdają się opierać na zaangażowanym, wieloskładnikowym układzie, który jest nierozłącznie związany z procesami regulacji biologicznej. Umysł zdaje się opierać na określonych układach mózgowych, wśród których są i układy przetwarzające uczucia. A zatem może istnieć zarówno funkcjonalne, jak i anatomiczne powiązanie pomiędzy umysłem, uczuciami, a ciałem (Damasio, s. 270).
6) Emocja oznacza dosłownie ruch na zewnątrz.
7) Do jakiego stopnia reakcje emocjonalne ustalone są już w chwili narodzin? Powiedziałbym, że ani ludzie, ani zwierzęta nie są zaprogramowani na strach przed niedźwiedziem czy orłem (choć niektóre zwierzęta i ludzie mogą od narodzin wykazywać strach przed pająkami i wężami). Pierwszy, oczywisty dla mnie fakt, stanowi to, że od urodzenia jesteśmy zaprogramowani na reagowanie emocjami na określone cechy bodźców świata zewnętrznego lub ich kombinacje. Do takich cech zalicza się rozmiar (wielkie zwierzęta), dużą rozpiętość skrzydeł (latający orzeł), typ ruchu (gady), określone dźwięki (warczenie, ryk) czy określoną konfigurację stanów ciała (np. ból odczuwany w czasie ataku serca). Cechy te, z osobna lub w połączeniu, mogą być przetwarzane i identyfikowane przez odpowiedni składnik mózgowego układu limbicznego. Przyjmijmy, że jest nim ciało migdałowate (Damasio, s. 153).
8) Czy znaczy to, że miłość, hojność, uprzejmość, współczucie, uczciwość i inne godne pochwały cechy charakteru nie są niczym więcej niż tylko wynikiem świadomej i egoistycznej, zorientowanej na przetrwanie regulacji neurobiologicznej? Czy zaprzecza to istnieniu altruizmu i neguje możliwość posługiwania się wolną wolą? Czy oznacza to, że nie ma prawdziwej miłości, szczerej przyjaźni ani głębokiego współczucia? (Damasio, s. 154).