Ku abstrakcyjnej wyobraźni

„Bromba i inni” (1975 r.) to książeczka dla mnie szczególna. Pamiętam ją jako moje pierwsze zetknięcie się z myślą abstrakcyjną, a może nawet filozoficzną – przedstawioną oczywiście w wersji adekwatnej do wieku odbiorcy, czyli mniej więcej dziesięciolatka. Ale właśnie dzięki kwestiom, jakie w tych opowiadankach poruszono, warto do nich powracać także w wieku dojrzałym.

Galeria dziwnych i zabawnych postaci wciąga nas w swoje zwyczaje i przygody, które z pozoru błahe – prowokują do stawiania ważnych pytań: Czy można mieszkać w czasie? (jak Pciuch). Ile istnieje wszechświatów i czy nasz kosmos przenika się z innymi? (np. z maleńkim wszechświatem Gżdaczy). Czy da się skonstruować aparat do mierzenia wszystkiego? (np. uczuć albo urody, jak chciałaby tytułowa Bromba). Do czego może prowadzić egoizm? (pokazany na przykładzie "zwierząt turystycznych" – Fum).

Teksty Macieja Wojtyszki są króciutkie, cechy i losy bohaterów ledwie naszkicowane. To jednak zupełnie nie szkodzi, ponieważ owo szkicowanie – pełne fikuśnych zawijasów – jest wspaniałym impulsem dla wyobraźni. To ona już każdemu podpowie, jak rozwinęła się miłość poety Fikandra i zegarynki Malwinki, co się zdarzyło w pojedynku detektywa Kajetana Chrumpsa z „groźnym” przestępcą kotem Makawitym, jak wyglądał portret Glisanda (stworzonka ukrytego w muzyce) namalowany przez artystę Temperę, o czym właściwie są filmy ambitnego reżysera Glusia i jak radzić sobie ze Zwierzątkiem mojej Mamy.

Istnieją oczywiście kolejne części „Bromby…”, ale ja ich nie znam i nie wiem, w jakim stopniu wątki z "jedynki” są tam rozwijane. Przypuszczam, że pierwsza część i tak jest najciekawsza, i to ją należy traktować jako „Brombę…” właściwą – ożywczą inspirację dla dziecięcej (i nie tylko dziecięcej) imaginacji.