Perypetie żydowskiego "Cielaka"

Israel Joszua Singer w swojej debiutanckiej powieści „Josie Kałb” (1932 r.) odsłania przed nami nieodżałowany świat chasydów. Jesteśmy jeszcze w Polsce porozbiorowej – między Galicją a Kongresówką. To na tych obszarach znajdowało się najwięcej sztetli i cadyckich dworów.

Akcja rozgrywa się głównie w galicyjskiej Nieszawie, u cadyka reb Melecha. Melech nie jest, jak można by przypuszczać, świątobliwym mężem, ale człowiekiem praktycznym, zajętym finansami i realizacją planów matrymonialnych. Będąc już dobrze po sześćdziesiątce organizuje sobie małżeństwo z młodszą o dwa pokolenia Małkele, które zresztą okaże się feralne (nieokiełznana dziewczyna przysporzy mu sporo kłopotów). Małkele to już czwarta z kolei żona cadyka.

Załatwia on również męża swojej mało atrakcyjnej córce, Serele. Jego zięciem zostaje młodziutki Nachum, cichy, zamknięty w sobie uczeń reb Melecha. Pochodzi z dobrego domu, z rosyjskiej Rachmaninówki, za którą początkowo tęskni. Wkrótce jednak przyzwyczaja się do nowej sytuacji. Z rozważań nad psalmami czy Kabałą wytrąca go rozedrgana erotycznie macocha, Małkele. Nachum zrazu się broni, ale nie trwa to długo. Mistyk przegrywa w nim walkę z żądnym zmysłowych wrażeń mężczyzną.

Ta porażka będzie miała swoje konsekwencje, łatwo domyślić się, jakie. Nachum udręczony poczuciem winy, biczując się moralnie i uciekając przed zjawami demonów – czmycha z dworu i przyjmuje nową tożsamość – tułacza-nędzarza. Trafia do nieodległej Białogóry, gdzie pełni funkcję pomocnika szamesa. Tam właśnie nazwany zostaje Josie Kałbem (czyli Cielakiem) jako że nic nie mówi i sprawia wrażenie pobożnego prostaczka.

Przebiegły szames Kune wysługuje się bezbronnym, potulnym przybyszem, a kiedy w miasteczku wybucha zaraza mieszkańcy czynią z „cielaka” kozła ofiarnego. Posądzają Josiego o spowodowanie nieszczęścia, zarzucając mu uwiedzenie upośledzonej córki Kunego – Cywii. W końcu znajdują rozwiązanie w wyswataniu Kałba z Cywią.

Jednak w noc poślubną Josie opuszcza Białogórę i ostatecznie, po piętnastu latach, powraca do Nieszawy. Daje się rozpoznać żonie i teściowi (cadyk Melech ma już 80 lat) jako ich kochany Nachumcie. Ale dla Żydów z Białogóry pozostaje nadal Josie Kałbem, haniebnie zbiegłym mężem Cywii. Nawiasem mówiąc miał ten chłopak talent do porzucania żon i czynienia ich agunami (czyli opuszczonymi bez rozwodu).

Mimowolne wybryki Nachuma-Josiego ożywiają rywalizację w środowisku chasydów. Nieszawa staje do walki z Białogórą i jej sojusznikami. Stawką jest znaczenie poszczególnych dworów, zaś tożsamość nieszczęsnego bohatera – jedynie ekscytującym wszystkich pretekstem. Sprawa znajduje finał w żydowskim sądzie, na który zjeżdża się aż 70 cadyków i rabinów (wzorem Sanhedrynu). Dochodzenie i wyrok urągają zdrowemu rozsądkowi.

Przyznam, że zaskoczyła mnie zabobonność opisywanego środowiska. Była ona dla mnie pewnym problemem. Przyzwyczaiłem się do wizji Żydów ortodoksyjnie religijnych, ale nie tak ciemnych i prymitywnych w swej wierze, jak ich przedstawił Singer. O ile wiara – nawet w okowach surowych rytuałów – może inspirować i urzekać, o tyle zdominowana przez prostackie przesądy – jest odstręczająca. Łatwo aktywuje w ludziach zło: chytrość, agresję, obłudę. Pozbawiona racjonalności staje się mroczną przestrzenią, w której zamiast Boga rządzi ego.

Zresztą cała historia utrzymana jest w ponurych barwach. Zabrakło mi w niej ciepłego, uroczego folkloru, charakterystycznego dla żydowskich opowieści. Postaci nie wzbudziły mojej sympatii, a w ich rozmowach i postawach niewiele znalazłem cech, które u Żydów tak lubię. Mam na myśli ową specyficzną, jedyną w swoim rodzaju mieszankę pokornej wiary, filozoficznej refleksji i ironicznego humoru.

Na niekorzyść utworu przemawia również jego forma. Pisany w latach 30. poprzedniego stulecia (czasy istnej erupcji nowych kierunków literackich, awangardowych rozwiązań fabularnych) cały jest zanurzony w XIX wieku. Konwencja, styl, sposób obrazowania – wydają się anachroniczne.

Ponadto Singer niepotrzebnie rozbudował wątki romansowe. Dziełko momentami zakrawa na pretensjonalny romans – opowieść o chłopcu uwiedzionym przez macochę i wmanewrowanym w dwa małżeństwa. Z drugiej strony jest to utwór o poszukiwaniu tożsamości i ujęty z tej perspektywy – chyba mimo wszystko się broni.

Starszemu z braci Singerów nie można odmówić talentu literackiego (wielu twierdzi, że był on większy niż talent noblisty Isaaca Bashevisa). Trudno cokolwiek zarzucić mu w kwestii pisarskiego warsztatu, a także sztuki obserwacji i wnikliwej znajomości świata, który w swoich tekstach odmalował.

Jednak o ile młodszego Singera uwielbiam i czytuję pasjami, o tyle Israel Joszua pozostaje dla mnie zagadką. Niby opowiada podobnie do brata (który zresztą się na nim wzorował) i przecież w gruncie rzeczy o tym samym, a jednak w sposób jakoś mniej atrakcyjny. Przede mną jeszcze lektura „Braci Aszkenazy” – jego najważniejszej powieści. Być może po jej przeczytaniu zmienię zdanie o tym cenionym prozaiku.