Polowanie na białego wieloryba

Antoni Czechow zastanawiał się kiedyś, jak określić morze. I zapytał o to uczniów. Jedna z dziewczynek napisała „Morze jest ogromne”. Wielki literat uznał, że to najtrafniejsze, że właściwie nic bardziej adekwatnego nie da się o morzu powiedzieć.

A w takim razie jaki jest ocean? Niezmierzony, nieogarniony, przepastny? Który z wyrazów należałoby wybrać, na jaki opis się zdecydować? Czy można w ogóle opisać naturę oceanu? Jego grozę, rytm, oddech. Piękno i tajemnicę... Jego bezkres... 

Jeśli tak, to uczynił to Herman Melville. Ze wszystkich, którzy próbowali – on opowiedział o oceanie najpełniej, najbardziej wyraziście. W legendarnym „Moby Dicku”, powieści z 1851 r.

„Świat jest okrętem, który wypłynął w podróż, w rejs bez końca…” – napisze narrator, marynarz Izmael w zapowiedzi wielkiej wyprawy wielorybniczej, do której dołączył wraz z przypadkowo poznanym w tawernie Queequegiem. Queequeg to wytatuowany dzikus, który trafił do USA (gdzie w porcie Nantucket rozpoczyna się akcja) z dalekich, egzotycznych wysp. Okaże się wspaniałym kompanem i harpunnikiem.

Kapitanem statku jest tajemniczy Ahab, który całe życie spędził na morzach i oceanach, zmagając się z wielorybami. Szczególnie z jednym wyjątkowym okazem – białym wielorybem, czyli tytułowym Moby Dickiem. W szaleńczym pojedynku z lewiatanem stracił nogę i odtąd owładnięty został żądzą zemsty. Odwet na wodnym potworze staje się rzeczywistym celem podróży, misją załogi Pequoda (tak nazywa się okręt).

A załoga to wielce oryginalna. Oprócz wspomnianych postaci, spotkamy tam marynarzy z niemal całego świata, z których część to ludzie nieokrzesani, awanturnicy, dzicy. Poza dominującym nad wszystkimi Ahabem, mamy jeszcze trzech jego zastępców – oficerów: Starbucka (od jego imienia wzięła nazwę słynna sieć kawiarni) – mądrego, twardego kwakra, który jako jedyny przeciwstawia się obsesji kapitana, opanowanego Stubba (zwanego „Człowiekiem z Przylądka”, jako że pochodził z przylądka Cod) oraz krępego, wojowniczego i nieco ordynarnego Flaska. Intrygującą postacią jest wróżbita Fedallah, zwiastun tragicznego końca.

Jak wspomniałem nie tylko oni są bohaterami tej monumentalnej opowieści. Bohaterem okazuje się przestwór oceanu, jego życie, całe akwatyczne uniwersum splecione z rzemiosłem wielorybniczym. Okręt (mikrokosmos) rzucony w otchłań oceanu (makrokosmosu), ścigający chimery, targany nie tylko falami, ale i szaleństwem jednego człowieka – uzurpatora władzy nad niepojętą rzeczywistością. Nad potęgami natury i losu.

Są w „Moby Dicku” olśniewające obrazy, metafory, refleksje – choćby rozważanie o istocie bieli (biel jako brak barwy, demoniczny rewers tego, co jest życiem, kolorem) czy wizja dusz zamienionych w morskie ryby i ptaki, skazanych na błądzenie po głębinach, bez szans dotarcia do przystani.

Znajdziemy w książce szereg odniesień do mitologii (syreny) i Biblii (imiona Ahab, Izmael, motyw Jonasza). A także urzekającą, egzystencjalną interpretację znaków zodiaku, którą warto zacytować w całości:

„Zodiak to życie człowiecze w jednym okrągłym zamknięte rozdziale (…) Na początku jest Aries, czyli Baran, rozpustny pies i ten nas płodzi, dalej Taurus, czyli Byk, ten pierwsza rzecz guza nam nabija, wreszcie Gemini, czyli Bliźnięta, to znaczy cnota oraz występek; chcemy sięgnąć po cnotę, ale oto pojawia się Cancer, czyli Rak i odciąga nas wstecz. A gdy od cnoty odchodzimy, na ścieżce leży Leo, ryczący Lew. Kilkakroć srogo kłapnie paszczęką i groźnie łapą uderzy. Zmykamy i pozdrawiamy Virgo, dziewicę – to nasza pierwsza miłość. Żenimy się i już mniemamy, żeśmy na wieki szczęśliwi, gdy bęc! nadchodzą Libra, czyli Wagi. Waży się szczęście i stwierdza, że go brak. A kiedy siedzimy strapieni, Boże, jak nie skoczymy, bo Scorpio, czyli Skorpion wyciął nas z tyłu. Leczymy właśnie ranę, gdy oto brzdęk! – już lecą zewsząd strzały. To się zabawia Sagittarius, czyli Strzelec. Właśnie wyrywamy wbite bełty, a tu na bok! – leci taran, Capricornus, czyli Koziorożec grzmi cwałem przed siebie i zwala nas na łeb, na szyję. Wtem Aquarius, czyli Wodnik wylewa na nas cały potop i toniemy, zwijamy się w kłębek wraz z Pisces, czyli Rybami. I idziemy spać. Oto kazanie wypisane na niebie wysokim”.

Dzieło Melville’a najtrudniejsze w odbiorze jest wtedy, gdy autor wdaje się w szczegóły dotyczące wielorybnictwa (było jego pasją). Historia i specyfika rzemiosła, rozmaite kwestie techniczne (oprawianie waleni, wytapianie tłuszczu, rodzaje narzędzi), struktura i organizacja statku wielorybniczego, sprawy handlowe, wreszcie – opisy gatunków, a nawet anatomii wielorybów (zgodne z ówczesną wiedzą).

Przyznam, że te fragmenty (bardzo obszerne) były dla mnie nużące. W tym sensie przegrałem moje zmaganie z lekturą. Traciłem koncentrację, pośpiesznie przewracałem kartki…

A początek powieści jest niezwykle wciągający. Przygotowania do wyprawy, ciemne zaułki portów na wybrzeżu Massachusetts, niepokój, tajemnica, kazanie ojca Mapple o Jonaszu (w klimatycznej Kaplicy Wielorybników), wiatr wiejący od oceanu, gwar tawern… Czujemy, że zapowiada się wielka przygoda, że pochłoniemy tę książkę mimo jej ogromnej objętości.

Z jakichś powodów tak się jednak nie dzieje… Już na samym statku akcja zwalnia. Pequod płynie i płynie, w tempie monotonnym, jednostajnym. Na szczęście nie cały czas. Fabułę ożywiają harpunnicze szarże Ahaba i jego pomocników (atakowanie wielorybów z okrętowych łodzi), a narracja staje się zajmująca, kiedy Izmael dzieli się swoimi przemyśleniami natury filozoficznej. Niektóre są nadal odkrywcze, unikalne.

 Rozmach, styl, symbolika i obrazowanie, ambicja, żeby uczynić z „Moby Dicka” powieść totalną – do dziś zasługują na podziw. Ale już chyba nie na zachwyt. W każdym razie nie mój. Cieszę się, że dopłynąłem do brzegu, zwłaszcza że nie wszystkim ta sztuka się udała (mam na myśli bohaterów, nie czytelników – chociaż może i jednych, i drugich).

Wybrane cytaty

1) „Tak mi się wydaje, że gdy oglądamy rzeczy duchowe zbyt się upodabniamy do ostryg, które przypatrując się słońcu przez wodę sądzą, że ta zwarta toń jest najprzejrzystszym powietrzem. Zdaje mi się, że ciało moje to jedynie osad lepszej części mojej istoty”.
2) „Albowiem sumienie jest raną i nie masz niczego, co by ją zagoić mogło” (z kazania ojca Mapple).
3) „Aby innych podpalić, lont sam spalić się musi” (Ahab).
4) „Piękno stało mi się udręką, skoro nigdy nie potrafię się nim cieszyć” (Ahab).
5) „Ze wszystkich narzędzi na świecie najbardziej skłonni do psucia się są ludzie”.
6) „Przylądek Dobrej Nadziei kiedyś nazywał się Przylądkiem Udręczenia – Cap Tormenton”.
7) „Słuszne jest, aby ten, co zrodził się w bólu – żył w bólu i umarł w bólu”.