Czas odnaleziony

Ostatni tom Proustowskiej opowieści – wielkiej opowieści o rzeczywistości percypowanej i przetwarzanej przez subiektywną świadomość – ma w sobie dużo nostalgii, czegoś, co wbrew tytułowi („Czas odnaleziony”) – na zawsze zostało utracone. 

Jej tonacja nie jest jednak depresyjna, pozwala nam pogodzić się z nieuchronnością przemijania. Mgiełka łagodnej melancholii unosi się nad tekstem, który zmierza do finału. Czujemy, że dopływamy do portu. Po drodze czeka nas jeszcze Wielka Wojna – jej echa na paryskich salonach, śmierć na froncie Roberta Sainta-Loupa, kontrowersyjny filogermanizm barona Charlusa.

Marcel dojrzewa do roli pisarza, o jakiej zawsze marzył, ale czytając „Dzienniki” Goncourtów powątpiewa o swoim talencie. Jednocześnie rozumie, że ocalenie pamięci i sensu możliwe jest tylko dzięki sztuce. Wie, że czas można zatrzymać i odnaleźć jedynie w procesie tworzenia. Gotów jest do niego przystąpić.

Na pożegnanie z Proustem przywołajmy trzy cytaty oddające nastrój i przesłanie ostatniej części genialnego cyklu:

1) „Każdy czytelnik jest, kiedy czyta, czytelnikiem samego siebie – swoim własnym. Dzieło pisarza to tylko rodzaj instrumentu optycznego zaofiarowanego czytelnikowi, aby czytelnik mógł rozeznać się w tym, czego, gdyby nie książka, nie dostrzegłby w sobie może. Rozpoznanie w samym sobie, przez czytelnika, tego, co mówi książka, to dowód jej prawdy (...) – i vice versa, przynajmniej w pewnej mierze, za różnicę bowiem między dwoma tekstami może ponosić często odpowiedzialność nie autor, ale czytelnik”.  
2) „Tylko dzięki sztuce możemy wyjść poza siebie, dowiedzieć się, co widzą inni z tego świata, który jest nie ten sam co nasz, a którego krajobrazy pozostałyby dla nas tak samo nie znane jak pejzaże mogące istnieć na księżycu. Dzięki sztuce, zamiast widzieć jeden świat, nasz, widzimy, jak świat się pomnaża, ilu jest bowiem oryginalnych artystów, tyloma dysponujemy światami, które bardziej różnią się między sobą od światów krążących w nieskończoności, i choć wygaśnie ognisko, skąd emanuje świat artysty, przez wiele stuleci świat ów, czy nazywał się Rembrandt, czy też Vermeer, wysyła nam wciąż jeszcze specjalny swój promień”.
3) „Ze stanu duszy, który tego odległego roku był dla mnie tylko przewlekłą torturą, nic nie przetrwało. Bo jest na tym świecie, gdzie wszystko się zużywa, gdzie wszystko czeźnie, coś, co rozsypuje się w gruzy, coś, co podlega zniszczeniu jeszcze kompletniejszemu, pozostawiając po sobie jeszcze mniej śladów niż Piękno: to Smutek”.