Cyfrowy darwinizm

Richard Dawkins często występuje w mediach jako wojujący ateista i z tej pozycji toczy rytualne spory dotyczące kwestii w zasadzie nierozstrzygalnej – istnienia/nieistnienia Boga. Jest w swoich poglądach nieprzejednany, żeby nie powiedzieć zapiekły. Jego wypowiedzi są kategoryczne do tego stopnia, że można posądzać go o dogmatyzm – postawę, którą sam przecież zwalcza. Tymczasem dogmatyczny ateizm jest fideizmem à rebours.

Byłoby dobrze, gdyby Dawkins porzucił swe agitatorskie zapędy i poprzestał na tym, co wychodzi mu znaczniej lepiej – na popularyzacji wiedzy przyrodniczej. Książki brytyjskiego naukowca z zakresu biologii są przeważnie znakomite. Napisane barwnym, plastycznym językiem, pełne obrazowych metafor i zapadających w pamięć przykładów. Imponują logiką wywodu i jasnością przekazu.

Tak jest w przypadku opublikowanej w 1995 r. "Rzeki genów" pomyślanej jako zwięzłe podsumowanie trzech obszerniejszych dzieł ("Samolubny gen", "Fenotyp rozszerzony", "Ślepy zegarmistrz"). Lektura tekstu dostarcza solidnej dawki wyjaśnień i informacji, dzięki którym można zrozumieć podstawy współczesnej genetyki.

Autor wykorzystuje metaforę rzeki (nawiązując do biblijnej rzeki wypływającej z Edenu) dla zobrazowania procesu ewolucji. Proces ten zaczął się około 4 mld lat temu, kiedy to doszło do eksplozji życia na Ziemi. Ta eksplozja (zwana wybuchem bomby replikacyjnej) jest jednoznaczna z początkiem fenomenu dziedziczności. Dziedziczność została umożliwiona przez zaistnienie dwóch odmian pierwotnego tworu, który w ten sposób okazał się zdolny do autoreplikacji (samopowielenia). Wszystkie stworzenia żyjące na Ziemi wywodzą się z tej pierwszej cząsteczki (molekuły), którą metaforycznie można określić źródłem tytułowej rzeki genów.

Rzeka, która wyłoniła się z głębi czasu, płynie nieprzerwanym strumieniem po dziś dzień. Od początku ulega rozrostowi. Jej koryto rozwidla się, rozgałęzia. Odnogi stopniowo się od siebie oddalają i niejako emancypują, a potem same ulegają rozszczepieniu. Tak pojawiają się i różnicują gatunki.

Ewolucja dokonuje się w powolnym procesie. Podział w królestwie zwierząt był zrazu niezauważalny. Pierwszy ssak niczym prawie nie różnił się od małych gadów zjadanych przez dinozaury. Geny ssaków i gadów mogły się wtedy krzyżować. Dopiero po długim czasie ta możliwość zanika i nowe gatunki się specjalizują. Decyduje o tym geografia, zwykle warunki przestrzenne powodujące fizyczną separację.

Czym właściwie jest gen? To odcinek kwasu nukleinowego – DNA. Cząsteczka DNA jest ciągnącym się, spiralnym łańcuchem ("podwójną helisą” odkrytą przez Watsona i Cricka w 1953 r.). Jednostki tego łańcucha (nukleotydy) układają się w literową sekwencję zasad ATCG. Kombinacje i permutacje tych sekwencji sprawiają, że rzeka genów rozgałęzia się (replikuje) w sposób ciągły i niepoliczalny.

Człowiek rozumny (Homo sapiens) pojawia się ok. 250-500 tys. lat temu (jako następca człowiekowatych – Homo erectus, Homo habilis) – najprawdopodobniej w Afryce (hipoteza afrykańskiej Ewy).

Dawkins uświadamia każdemu z nas, że istnienie zawdzięczamy ogromnemu szczęściu. Jesteśmy w mniejszości, której się udało. To znaczy mieliśmy przodków wyposażonych w geny predysponujące ich do przetrwania, znalezienia partnera i przekazania życia. Większość istot ginie miażdżona przez walec ewolucji. Każde kolejne pokolenie jest filtrem czy też sitem, na którym pozostają złe geny, a przez które przedostają się dobre. W odniesieniu do genów pomyślnie przechodzących test wielu pokoleń chciałoby się przywołać marketingowy slogan „starannie wyselekcjonowane”.

Ujmując rzecz najprościej: Świat stopniowo zapełniają organizmy posiadające to wszystko, co predestynuje je do bycia przodkami. To darwinizm w jednym zdaniu.

Funkcja użyteczności życia na Ziemi polega na maksymalizacji szans na przetrwanie DNA. Geny są zapośredniczone przez organizmy żywe, traktują je instrumentalnie – jako narzędzia, dzięki którym mogą egzystować. Przypominają trochę schopenhauerowską wolę – jakąś bezwzględną, egoistyczną siłę, będącą motorem napędowym wszelkiego bytu. Rzeka genów płynie potężnym nurtem i wszystko sobie podporządkowuje.

Natura nie ma nic wspólnego z etyką, estetyką czy teleologią. To tylko my ludzie chcielibyśmy ją w tych kategoriach postrzegać. Piękno przyrody (śpiewy ptaków, sposób poruszania się dzikich kotów, olśniewająca barwność koralowców) zawsze ma charakter funkcjonalny – jest po to, by służyć DNA. Oczywiście nieświadomie (dlatego nie można tu mówić o celowości, zwłaszcza w finalistycznym rozumieniu). Podobnie dzieje się w przypadku zachowań, które postrzegamy jako szlachetne lub okrutne. One w przypadku zwierząt (a zatem także i nas?) nigdy takimi nie są. Natura, by przywołać określenie Nietzschego, istnieje „poza dobrem i złem”.

Trzeba pamiętać, że rzeka genów jest cyfrowa. Życie to setki tysiące bitów cyfrowej informacji. Numeryczna postać kodów genetycznych umożliwia ich odczyt, analizę, porównywanie (kody ludzi i zwierząt różnią się minimalnie). Dawkins wskazuje na związki zachodzące między genetyką a takimi naukami jak: informatyka, matematyka, fizyka – przeprowadzając intrygujące analogie i snując rozważania dotyczące przyszłości naszej cywilizacji.

W zakończeniu odnosi się do kwestii, które fascynują ludzi od dawna: czy fenomen życia, jakie znamy, jest w skali wszechświata wyjątkiem i czy w bezkresie kosmosu istnieje jakaś rozumna forma bytu, z którą moglibyśmy się skomunikować.

Autor przypomina wzruszającą próbę zasygnalizowania obcym naszej obecności poprzez umieszczenie dwóch metalowych płytek na sondach kosmicznych. Tzw. Tabliczka Pioneera stanowi graficzną wizytówkę ludzkości. Zaprojektowana przez astronoma Carla Sagana przedstawia dwoje nagich ludzi trzymających ręce w geście pokoju, a także oznaczenie położenia Ziemi (trzecia planeta od Słońca) i symbole matematyczno-chemiczne ilustrujące nasze największe odkrycia. Komunikat wysłany na początku lat 70. XX wieku jest świadectwem wzniosłych intencji, ale zdaniem Dawkinsa nie możemy się łudzić, że znajdzie adresata.

Trzeba nam się pogodzić z konkluzją zawartą w słowach poety Williama Wordswortha, którymi brytyjski biolog zamyka swą książkę. Wyrażają one podziw dla ludzkiego intelektu, lecz także gorycz osamotnienia, na które jest wiecznie skazany.

„Z mojej poduszki, patrząc przed siebie przez światło księżyca lub gwiazd, mogę dostrzec dziedziniec, gdzie stoi pomnik Newtona z pryzmatem i milczącą twarzą – marmurowe świadectwo umysłu, co niestrudzenie podróżuje po przedziwnym oceanie myśli, zawsze sam”.

Na koniec warto przytoczyć kilka fragmentów książki prezentujących świat zwierząt przez pryzmat ich konkretnych, niezwykle ciekawych reakcji i zachowań. Pierwszy przykład ukazuje okrucieństwo natury, które Dawkins woli nazywać bezduszną obojętnością, kolejne dotyczą różnych zwierzęcych ograniczeń i wymierzone są w religijną ideę doskonałości przyrody jako projektu boskiego kreatora. Ostatni cytat jest opisem zadziwiającego zjawiska tańca pszczół odkrytego przez Karla von Frischa.

1) „Samica osy samotnej składa jaja w ciele gąsienicy, konika polnego lub pszczoły, aby rozwijająca się larwa mogła się nim żywić. To jednak nie wszystko. Osa matka (…) umiejętnie trafia żądłem dokładnie w każdy zwój nerwowy ofiary, paraliżując ją, lecz nie zabijając. Dzięki temu mięso dla larwy zachowuje świeżość. Nie wiadomo, czy paraliżujące użądlenie działa jak ogólny środek znieczulający, czy też raczej niczym kurara obezwładnia tylko ofiarę, uniemożliwiając jej poruszanie się”.
2) „Pisklę mewy srebrzystej, żeby zdobyć pożywienie, musi się o nie energicznie upominać u rodziców, uderzając w czerwoną plamę na dziobie rodzica (…) Tinbergen przeprowadził (…) eksperyment, w którym pisklętom mewy pokazano prymitywną, papierową imitację rodziców, co natychmiast wywołało u młodych reakcję w postaci żebrania o pokarm. Wystarczyło, że atrapy dorosłych osobników posiadały czerwoną plamkę. Dla pisklęcia mewy jej rodzic to czerwona plamka i tyle”.
3) „Dorosłe mewy śmieszki są bardzo charakterystyczne ze względu na występowanie czarnej maski na głowie. Robert Mash badał znaczenie takiego wzoru za pomocą pomalowanych na czarno mewich głów z drewna. Każda główka zasadzona była na drewnianym kiju przymocowanym do silniczka elektrycznego ukrytego w pudełku (…) Ptaki reagowały na ruchy obracanych atrap tak samo, jakby były to żywe mewy śmieszki. Nie przeszkadzało im, że widzą kukły na patykach, pozbawione na dodatek tułowia, skrzydeł, ogona, nóg”.
4) „Natura (…) nie wyposażyła ptaków w talent do rachunków. Wystarczy więc, że do kryjówki uda się dwóch obserwatorów, a po chwili wyjdzie z niej jeden, żeby oszukać ptaki. Bez wykorzystania tego triku ptaki byłyby spłoszone widokiem kryjówki «wiedząc», że ktoś tam wszedł. Jeśli jednak zobaczą, że ktoś wychodzi, uznają kryjówkę za pustą”.
5) „Samice indyka należą do niezwykle troskliwych matek, zaciekle broniących swoich młodych (…) W bezpośredniej bliskości gniazda atakują wszystko, co się porusza, o ile nie wydaje dźwięków charakterystycznych dla indyczego pisklęcia (…) Austriacki zoolog Wolfgang Schleidt hodował indyczkę, która z dziką furią zabiła swe młode. Powód takiego zachowania ptasiej matki był okrutnie prosty — okazała się głucha jak pień. Drapieżnik, wedle zmysłów i mózgu indyczki, to ruszający się obiekt, który nie wydaje dźwięków typowych dla indyczego pisklęcia”.
6) „Jedna z komórek czuciowych w czułkach (antenach) pszczoły reaguje tylko na jedną substancję chemiczną – kwas oleinowy, który wydzielają rozkładające się ciała tych owadów. Wywołuje on u pszczół reakcję grabarza polegającą na usuwaniu ciał z ula. Jeżeli eksperymentator spuści kroplę kwasu oleinowego na żywą pszczołę, nieszczęsny owad jest unoszony i siłą wyrzucany z ula wraz z ciałami martwych pszczół, choćby jak najżywiej się opierał”.
7) „Pszczoły informują się o tym, gdzie są kwiaty z nektarem, za pomocą ściśle określonego kodu ruchów ciała, który wygląda jak rytualny taniec. Jeśli pożywienie znajduje się blisko ula, wykonują kółka. Inne pszczoły reagują na ten sygnał wylatując z ula i poszukując kwiatów w jego okolicy (…) Prawdziwie zadziwiająca precyzja języka tańca objawia się dopiero, gdy pokarm znajduje się daleko od ula. Zwiadowca, który odkrył nektarodajne kwiaty, odbywa coś w rodzaju tańca węża. Ruchy oraz rytm tańca mówią pozostałym pszczołom w jakim kierunku i w jakiej odległości od ula znajduje się pożywienie. Taniec odbywa się w środku ula, na pionowej powierzchni plastra. W ulu jest ciemno, tak więc pszczoły nie mogą widzieć ruchów tańczącego zwiadowcy. Wyczuwają je, jak również słyszą, gdyż tańcząca pszczoła wydaje z siebie rytmiczne dźwięki. Taniec przybiera formę wydłużonej ósemki. To właśnie jej oś informuje, za pośrednictwem przemyślnego kodu, o kierunku, w jakim znajduje się pożywienie”.