Wydana w 1924 r. „Mitologia” Jana Parandowskiego ma już prawie sto lat.
Wracam do niej co jakiś czas, bo to jedna z tych książek, do których się
zawsze powraca – jak do rodzinnego domu.
Opowieść o źródłach naszej kultury emanuje ciepłem, jej język jest piękny i czysty, a układ klarowny. Autor nie tylko treścią przybliżanych historii, ale również stylem narracji próbował wyrazić ducha antyku. A jest to duch proporcji, harmonii, jasności. Świat mitów to oczywiście także mrok zbrodni, gwałtów i grozy, rządy okrutnego fatum. Parandowski stara się jednak tej ciemnej strony wierzeń nie eksponować. Jego bogowie są jak ludzie – znacznie częściej dobrzy niż źli i raczej zabawni niż przerażający. Różnica tkwi jedynie w atrybutach – mają więcej wiedzy i mocy, a co najważniejsze – nigdy nie umierają. Poza tym jak my – żyją plotkami, sporami, miłością.
„Mitologia” podzielona jest na dwie części – „Grecję” i „Rzym”. Pierwsza naturalnie jest obszerniejsza, jako że kultura rzymska to spadkobierczyni Hellady, wtórna wobec jej dziedzictwa. Autor, po wstępie o charakterze naukowym, przeprowadza nas przez mity kosmogoniczne, opowiada o tytanomachii i gigantomachii, by przenieść akcję na Olimp i zaprezentować jego mieszkańców. Poznajemy zwycięskich bogów olimpijskich, ich własności, przygody, specyfikę relacji z ludźmi i herosami.
Bogowie są odpowiednio sklasyfikowani i kolejne rozdziały przestrzegają tego podziału, mianowicie na bogów światła i powietrza (Helios, Eos, Selene), ziemskich (Hestia, Demeter, Dionizos), morza (Posejdon, Okeanos, Tetyda), piekieł (Hades, Erynie). Potem opisane są bóstwa doli i spraw ludzkich (Eirene, Fortuna, Temida, Mojry), aż docieramy do rozdziałów o bohaterach i wojnie trojańskiej (Herakles, Tezeusz, Achilles, Odyseusz). Struktura „rzymskiej” części jest nieco podobna – opowieść wiedzie od bogów i bóstw poprzez ich personifikacje aż do kultu cezarów i zarysu legend romańskich (wędrówka Eneasza, założenie Rzymu).
W centrum każdego z fragmentów znajduje się konkretna postać i związane z nią podania. Parandowski nie poprzestaje przy tym na warstwie fabularnej. Poszerza przekaz o dane geograficzne i historyczne, wskazuje na literackie źródła mitów (teksty starożytnych epików, komediopisarzy, tragików), na ich wymiar artystyczny (rzeźby, wazy) i społeczno-religijny (kult). Nawiązuje również do twórczości polskich poetów (Kochanowskiego, Słowackiego, Mickiewicza), którzy w swoich wierszach odwoływali się do mitologii.
Każdy element zajmuje określone miejsce w pomyślanej hierarchicznie całości. Nie znajdziemy motywu (postaci, przedmiotu, zdarzenia), którego pojawienie się nie miałoby w pewnym momencie swojego rozwinięcia, nie byłoby objaśnione i usytuowane logicznie w ukazanym uniwersum. To świadczy o wielkim kunszcie naszego pisarza, dwukrotnie nominowanego do Nagrody Nobla (o czym może nie wszyscy wiedzą). Jego tylekroć wznawiana „Mitologia” jest po części esejem, po części gawędą, ale najbardziej chyba – wzruszającym świadectwem wierności wobec Herbertowskiego wezwania: „Powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz”.
W mitach kryje się właściwie wszystko, co można o nas, ludziach, opowiedzieć – o naszych cechach, pragnieniach, relacjach, o naszym tragikomicznym losie. Cała kultura duchowa Zachodu wyrasta z „Aten i Jerozolimy”, z Biblii, Homera, Platona, Sofoklesa, Owidiusza. Większość nowożytnych czy współczesnych tekstów to tylko warianty lub reinterpretacje archetypicznych wątków, motywów, tematów. Sięgajmy zatem do źródeł – ad fontes. Wkraczajmy do tego królestwa wyobraźni, żeby doświadczając cudownych przeżyć i wrażeń – odkrywać uniwersalną mądrość. I zgodnie z delficką maksymą – poznawać samych siebie.
Opowieść o źródłach naszej kultury emanuje ciepłem, jej język jest piękny i czysty, a układ klarowny. Autor nie tylko treścią przybliżanych historii, ale również stylem narracji próbował wyrazić ducha antyku. A jest to duch proporcji, harmonii, jasności. Świat mitów to oczywiście także mrok zbrodni, gwałtów i grozy, rządy okrutnego fatum. Parandowski stara się jednak tej ciemnej strony wierzeń nie eksponować. Jego bogowie są jak ludzie – znacznie częściej dobrzy niż źli i raczej zabawni niż przerażający. Różnica tkwi jedynie w atrybutach – mają więcej wiedzy i mocy, a co najważniejsze – nigdy nie umierają. Poza tym jak my – żyją plotkami, sporami, miłością.
„Mitologia” podzielona jest na dwie części – „Grecję” i „Rzym”. Pierwsza naturalnie jest obszerniejsza, jako że kultura rzymska to spadkobierczyni Hellady, wtórna wobec jej dziedzictwa. Autor, po wstępie o charakterze naukowym, przeprowadza nas przez mity kosmogoniczne, opowiada o tytanomachii i gigantomachii, by przenieść akcję na Olimp i zaprezentować jego mieszkańców. Poznajemy zwycięskich bogów olimpijskich, ich własności, przygody, specyfikę relacji z ludźmi i herosami.
Bogowie są odpowiednio sklasyfikowani i kolejne rozdziały przestrzegają tego podziału, mianowicie na bogów światła i powietrza (Helios, Eos, Selene), ziemskich (Hestia, Demeter, Dionizos), morza (Posejdon, Okeanos, Tetyda), piekieł (Hades, Erynie). Potem opisane są bóstwa doli i spraw ludzkich (Eirene, Fortuna, Temida, Mojry), aż docieramy do rozdziałów o bohaterach i wojnie trojańskiej (Herakles, Tezeusz, Achilles, Odyseusz). Struktura „rzymskiej” części jest nieco podobna – opowieść wiedzie od bogów i bóstw poprzez ich personifikacje aż do kultu cezarów i zarysu legend romańskich (wędrówka Eneasza, założenie Rzymu).
W centrum każdego z fragmentów znajduje się konkretna postać i związane z nią podania. Parandowski nie poprzestaje przy tym na warstwie fabularnej. Poszerza przekaz o dane geograficzne i historyczne, wskazuje na literackie źródła mitów (teksty starożytnych epików, komediopisarzy, tragików), na ich wymiar artystyczny (rzeźby, wazy) i społeczno-religijny (kult). Nawiązuje również do twórczości polskich poetów (Kochanowskiego, Słowackiego, Mickiewicza), którzy w swoich wierszach odwoływali się do mitologii.
Każdy element zajmuje określone miejsce w pomyślanej hierarchicznie całości. Nie znajdziemy motywu (postaci, przedmiotu, zdarzenia), którego pojawienie się nie miałoby w pewnym momencie swojego rozwinięcia, nie byłoby objaśnione i usytuowane logicznie w ukazanym uniwersum. To świadczy o wielkim kunszcie naszego pisarza, dwukrotnie nominowanego do Nagrody Nobla (o czym może nie wszyscy wiedzą). Jego tylekroć wznawiana „Mitologia” jest po części esejem, po części gawędą, ale najbardziej chyba – wzruszającym świadectwem wierności wobec Herbertowskiego wezwania: „Powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz”.
W mitach kryje się właściwie wszystko, co można o nas, ludziach, opowiedzieć – o naszych cechach, pragnieniach, relacjach, o naszym tragikomicznym losie. Cała kultura duchowa Zachodu wyrasta z „Aten i Jerozolimy”, z Biblii, Homera, Platona, Sofoklesa, Owidiusza. Większość nowożytnych czy współczesnych tekstów to tylko warianty lub reinterpretacje archetypicznych wątków, motywów, tematów. Sięgajmy zatem do źródeł – ad fontes. Wkraczajmy do tego królestwa wyobraźni, żeby doświadczając cudownych przeżyć i wrażeń – odkrywać uniwersalną mądrość. I zgodnie z delficką maksymą – poznawać samych siebie.
