Nie bądźmy darwinistami!

„Trzeba zacząć od tego, że Marley umarł. Co do tego nie może być żadnej wątpliwości” – tak zaczyna się najsłynniejsza w dziejach literatury opowieść o świętach Bożego Narodzenia. Może nie tyle o samych świętach, ile o ich duchu i… duchach. 

W tym pierwszym znaczeniu chodzi oczywiście o pewną postawę, stosunek do bliźnich, dobroć, wrażliwość na krzywdę ludzką itp. W drugim – o metafizyczne personifikacje, które do takiej postawy inspirują, przekonują, wzywają. Któż nie zna Ebenezera Scrooga, skąpca o kamiennym sercu, w którym pod wpływem tajemniczych wizyt z zaświatów dokonuje się zbawienna w skutkach przemiana? Nie ma chyba świadomego odbiorcy kultury, który nie kojarzyłby tej historii. Owa historia – tak prosta w swym przekazie – jest nam wszystkim bardzo potrzebna. Nie tylko w czasie świąt.

Jak wiemy, Scrooga nawiedzają cztery zjawy – duch jego wspólnika Marleya (pełniący rolę zwiastuna) oraz trzy duchy Bożego Narodzenia – przeszłego, obecnego i przyszłego. Pierwszy zabiera skąpca w świat dzieciństwa, trzeci (milczący, zamaskowany) – ukazuje mu wizję jego możliwej śmierci. Natomiast drugi duch pozwala Scroogowi zajrzeć na ulice i do domów tych, których nasz bohater miał dotąd w głębokiej pogardzie i o których życiu nie chciał nic widzieć – m.in. własnego siostrzeńca czy kancelisty. U stóp zjawy wiją się szkaradne stworzenia – dwoje dzieci o starczych twarzach. Chłopiec uosabia niedostatek, dziewczynka – niewiedzę. Duch przypomina sokratejską prawdę, że źródłem zła (w tym biedy, nędzy) jest właśnie ignorancja.

Dickens pisał swój tekst w latach czterdziestych XIX w., w dobie bezwzględnego kapitalizmu, który uczynił z Anglii światową potęgę, ale również państwo, o którym można było powiedzieć (parafrazując tytuł znanego filmu): „To nie jest kraj dla słabych ludzi”. Utwór Dickensa, poza wymiarem indywidualnym (przemiana Scrooga), miał (i nadal ma!) wymiar społeczny. To głos w sprawie najuboższych, apel o współczucie, o pochylenie się nad losem tych, o których nikt się nie upomina. Dickens zdaje się mówić: Nie bądźmy darwinistami (społecznymi), chrześcijaństwo to przede wszystkim troska o „skrzywdzonych i poniżonych”.

Warto zwrócić uwagę na specyfikę gatunkową utworu – oryginalny kolaż elementów baśni, opowiadania z dreszczykiem, przypowieści. Również nastrój książki jest niepowtarzalny – obrazki z dawnego Londynu i okolic (ulice, latarnie, świąteczne wystawy sklepowe), mróz, mgła, a jednocześnie ciepło emanujące z przesłania owej „kolędy prozą”. Tylko usiąść zimą przy kominku i czytać.

A oto morał-przestroga włożony w usta Marleya: „Przeznaczeniem człowieka – mówiło widmo – jest żyć wspólnie z innymi ludźmi, razem z nimi pracować dla wspólnego dobra, razem cierpieć w niedoli, dzielić swoje radości i samemu cieszyć się szczęściem innych. Kto żyje wyłącznie dla siebie, ten po śmierci skazany jest na wieczne tułanie (jak ja, nieszczęsny!), staje się martwym świadkiem tych wszystkich spraw i rzeczy, w których nigdy nie brał udziału!”.