Josif Brodski wiersze zaczął pisać jeszcze przed dwudziestym rokiem życia. Również jako nastolatek zaczął aktywnie działać w petersburskim środowisku młodych poetów. Na początku lat. 60. miał już ugruntowaną pozycję zdolnego, oryginalnego twórcy, a przy tym – będzie to jeden z jego rysów charakterystycznych – "szamańskiego" recytatora własnych wierszy. Anna Achmatowa, którą poznał przez Jewgienija Rejna w 1961 roku, uważała go za najlepszego poetę młodego pokolenia.
Od końca lat pięćdziesiątych pojawiają się w druku (na łamach prasy, ale i w samizdatach) jego wiersze i poematy. Przez następnych kilka lat zbudował sobie, jak to określił Andrzej Drawicz, reputację tak silną, że władza upatrzyła go na ofiarę represji. Był rok 1963, właśnie powstało jedno z arcydzieł Brodskiego Wielka elegia dla Johna Donne'a (z artykułu Pozwalałem sobie na wszystko prócz skargi, zamieszczonego na stronie Polskiego Radia 24).
Josif Brodski Wielka elegia dla Johna Donne’a
[fragment poematu w przekładzie Stanisława Barańczaka]
Usnął John Donne, usnęło wszystko wokół,
ściany, podłoga, obrazy, wazony,
usnął stół, pościel, rygiel, hak, śpią w mroku
szafa i kredens, świeca i zasłony,
usnęło wszystko. Gąsior i szklanica,
chleb, nóż do chleba, fajans, szkło, zwierciadła,
bielizna, zegar, kryształy, miednica,
drzwi, stopnie schodów. Noc wszędzie zapadła.
Wszędzie noc: w kątach, w bieliźnie, w fotelach,
w papierach, w stole, w gotowej przemowie,
w jej słowach, w szczypcach, w bierwionach, w popiele
kominka, który wystygł, w kątach powiek.
W trzewikach, w cieniach, w łóżku, za zwierciadłem,
w oparciu krzesła, w pończochach, pod miską,
na krucyfiksie, w sukniach, w prześcieradle,
w pantoflach, w miotle, w drzwiach. Usnęło wszystko.
Wszystko usnęło. Okno. Okiennica.
Śpi śnieg za oknem. Wielkie, białe plamy
sąsiednich dachów. Śpi cała dzielnica,
na śmierć rozcięta przez okienne ramy.
Usnęły wnęki, ściany i cokoły.
Brukowce, flizy, sztachety, kwietniki.
Nie błyśnie światło, nie zaskrzypi koło...
Gzymsy, parkany, łańcuchy, pomniki.
Usnęły klamki, kołatki, zawiasy,
zasuwy, zamki, klucze do nich, kłódki.
Nie słychać szeptu, szmeru ni hałasu.
Tylko śnieg skrzypi. Noc długa, dzień krótki.
Usnęły gmachy, więzienia. Śpią kramy
na rybnym targu, wagi, świńskie tusze,
domy, podwórka. Śpią w budach brytany.
W piwnicach koty śpią, sterczą im uszy.
Śpią myszy, ludzie. Londyn twardo chrapie.
Żaglowiec w porcie zasnął. Wody śpiące
leniwie tylko pod kadłubem chrapią,
z niebem się łącząc gdzieś na horyzoncie.
Usnął John Donne. I morze z nim usnęło.
I brzeg kredowy ponad morzem usnął.
Noc całą wyspę jednym snem objęła.
I każdy park zamknięty na trzy spusty.
Śpią sosny, klony, graby, świerki, jodły.
Śpią ścieżki, zbocza gór, strumienie. Zasnął
lis i wilk. Niedźwiedź zaszył się w barłogu.
Śnieg zawiał wejścia do nor grubą zaspą.
I ptaki śpią. Świergotu ich nie słychać.
Nie słychać krzyku wron, nie słychać w mroku
chichotu sowy. Ponad Anglią cicho.
Lśni gwiazda. Cicho drepczą mysie kroki.
Usnęło wszystko. Mogiły się wznoszą
Nad umarłymi, co śpią w trumnach. W łóżkach
żywi usnęli w morzach swoich koszul.
Samotnie. Twardo. W objęciach. W poduszkach.
Usnęło wszystko. Lasy, rzeki, gleby.
Świat martwy, żywy. I nikt się nie budzi.
Tylko śnieg biały sypie z nocnych niebios.
Lecz śpią i tam, ponad głowami ludzi.
Śpią już anioły. Świat nie mąci zgiełkiem
snu świętych, co usnęli w świętej zgrozie.
Śpi raj cudowny, śpią otchłanie piekieł.
Nikt z domu wszak nie wyjdzie o tej porze.
Usnął Pan. Ziemia bez opieki drzemie.
Uszy nie słyszą i nie widzą oczy.
Szatan też śpi. I na angielskiej ziemi
nienawiść wraz z nim usnęła tej nocy.
Śpią jeźdźcy. Śpi archanioł z trąbą. Stado
koni kołysze się przez sen miarowo.
A cherubiny pyzatą gromadą
śpią pod kopułą katedry Pawłowej.
Usnął John Donne. Usnęły wiersze Donne'a.
Przenośnie, rymy. Udane przy słabych
śpią. Smutki, grzechy, przywary ułomne
jednako ciche spoczęły w sylabach.
I szeptem wiersze nawzajem się łają
niby brat z bratem: posuń no się nieco.
Lecz tak daleki każdy od wrót raju,
że jednym biednym blaskiem wszystkie świecą.
Śpią wszystkie wersy, śpi jambów splot gęsty.
Trocheje śpią, jak straże, z lewa, z prawa.
I śpi w nich wizja czarnych wód letejskich,
a za nią jeszcze inna wizja – sława.
Nieszczęścia wszystkie śpią. I śpią cierpienia.
Występki śpią. Śpi dobre obok złego.
Śpią gwałty, zbrodnie. W bezkresnych przestrzeniach
nie dojrzysz czarnych plam pod bielą śniegu.
Usnęło wszystko. Tłum ksiąg śpi od dawna.
Śpią rzeki słów pod lodem niepamięci.
Śpią wszystkie zdania i cała w nich prawda.
Śpią ich łańcuchy. Czasem któryś dźwięczy
cicho. Sen zmógł szatana, świętych, Boga.
Śpią ich źli słudzy. Przyjaciele. Dzieci.
Tylko śnieg skrzypi w ciemności na drogach.
I ten dźwięk tylko czuwa w całym świecie.
Ale cyt! słyszysz? tam, w nocnej ciemności,
płacze ktoś cicho, szepcze w lęku, szlocha.
Rzucony w zamieć, o ratunek prosi
i płacze w głos. Ktoś jest w tych mroźnych mrokach.
Ten głos tak cienki. Igłą w górze zastygł.
A nici nie ma ... I płynie sam jeden
ten głos przez mrozy, mgły, ciemność i zaspy,
zszywając noc i świt wysoko w niebie.
"Któż tam łka? Czy to ty, aniele drogi,
wzywasz mnie w dali, jak wzywa promienie
trawa pod śniegiem? Czy ty szukasz drogi?
Czy to ty wołasz w ciemności?" – Milczenie.
"To wy, cheruby? Wasze głosy srebrne
w pamięci mam, gdy tego szlochu słucham.
To wy rzuciłyście moją katedrę,
by tutaj śpiewać? To wy?" – Cisza głucha.
Od końca lat pięćdziesiątych pojawiają się w druku (na łamach prasy, ale i w samizdatach) jego wiersze i poematy. Przez następnych kilka lat zbudował sobie, jak to określił Andrzej Drawicz, reputację tak silną, że władza upatrzyła go na ofiarę represji. Był rok 1963, właśnie powstało jedno z arcydzieł Brodskiego Wielka elegia dla Johna Donne'a (z artykułu Pozwalałem sobie na wszystko prócz skargi, zamieszczonego na stronie Polskiego Radia 24).
Josif Brodski Wielka elegia dla Johna Donne’a
[fragment poematu w przekładzie Stanisława Barańczaka]
Usnął John Donne, usnęło wszystko wokół,
ściany, podłoga, obrazy, wazony,
usnął stół, pościel, rygiel, hak, śpią w mroku
szafa i kredens, świeca i zasłony,
usnęło wszystko. Gąsior i szklanica,
chleb, nóż do chleba, fajans, szkło, zwierciadła,
bielizna, zegar, kryształy, miednica,
drzwi, stopnie schodów. Noc wszędzie zapadła.
Wszędzie noc: w kątach, w bieliźnie, w fotelach,
w papierach, w stole, w gotowej przemowie,
w jej słowach, w szczypcach, w bierwionach, w popiele
kominka, który wystygł, w kątach powiek.
W trzewikach, w cieniach, w łóżku, za zwierciadłem,
w oparciu krzesła, w pończochach, pod miską,
na krucyfiksie, w sukniach, w prześcieradle,
w pantoflach, w miotle, w drzwiach. Usnęło wszystko.
Wszystko usnęło. Okno. Okiennica.
Śpi śnieg za oknem. Wielkie, białe plamy
sąsiednich dachów. Śpi cała dzielnica,
na śmierć rozcięta przez okienne ramy.
Usnęły wnęki, ściany i cokoły.
Brukowce, flizy, sztachety, kwietniki.
Nie błyśnie światło, nie zaskrzypi koło...
Gzymsy, parkany, łańcuchy, pomniki.
Usnęły klamki, kołatki, zawiasy,
zasuwy, zamki, klucze do nich, kłódki.
Nie słychać szeptu, szmeru ni hałasu.
Tylko śnieg skrzypi. Noc długa, dzień krótki.
Usnęły gmachy, więzienia. Śpią kramy
na rybnym targu, wagi, świńskie tusze,
domy, podwórka. Śpią w budach brytany.
W piwnicach koty śpią, sterczą im uszy.
Śpią myszy, ludzie. Londyn twardo chrapie.
Żaglowiec w porcie zasnął. Wody śpiące
leniwie tylko pod kadłubem chrapią,
z niebem się łącząc gdzieś na horyzoncie.
Usnął John Donne. I morze z nim usnęło.
I brzeg kredowy ponad morzem usnął.
Noc całą wyspę jednym snem objęła.
I każdy park zamknięty na trzy spusty.
Śpią sosny, klony, graby, świerki, jodły.
Śpią ścieżki, zbocza gór, strumienie. Zasnął
lis i wilk. Niedźwiedź zaszył się w barłogu.
Śnieg zawiał wejścia do nor grubą zaspą.
I ptaki śpią. Świergotu ich nie słychać.
Nie słychać krzyku wron, nie słychać w mroku
chichotu sowy. Ponad Anglią cicho.
Lśni gwiazda. Cicho drepczą mysie kroki.
Usnęło wszystko. Mogiły się wznoszą
Nad umarłymi, co śpią w trumnach. W łóżkach
żywi usnęli w morzach swoich koszul.
Samotnie. Twardo. W objęciach. W poduszkach.
Usnęło wszystko. Lasy, rzeki, gleby.
Świat martwy, żywy. I nikt się nie budzi.
Tylko śnieg biały sypie z nocnych niebios.
Lecz śpią i tam, ponad głowami ludzi.
Śpią już anioły. Świat nie mąci zgiełkiem
snu świętych, co usnęli w świętej zgrozie.
Śpi raj cudowny, śpią otchłanie piekieł.
Nikt z domu wszak nie wyjdzie o tej porze.
Usnął Pan. Ziemia bez opieki drzemie.
Uszy nie słyszą i nie widzą oczy.
Szatan też śpi. I na angielskiej ziemi
nienawiść wraz z nim usnęła tej nocy.
Śpią jeźdźcy. Śpi archanioł z trąbą. Stado
koni kołysze się przez sen miarowo.
A cherubiny pyzatą gromadą
śpią pod kopułą katedry Pawłowej.
Usnął John Donne. Usnęły wiersze Donne'a.
Przenośnie, rymy. Udane przy słabych
śpią. Smutki, grzechy, przywary ułomne
jednako ciche spoczęły w sylabach.
I szeptem wiersze nawzajem się łają
niby brat z bratem: posuń no się nieco.
Lecz tak daleki każdy od wrót raju,
że jednym biednym blaskiem wszystkie świecą.
Śpią wszystkie wersy, śpi jambów splot gęsty.
Trocheje śpią, jak straże, z lewa, z prawa.
I śpi w nich wizja czarnych wód letejskich,
a za nią jeszcze inna wizja – sława.
Nieszczęścia wszystkie śpią. I śpią cierpienia.
Występki śpią. Śpi dobre obok złego.
Śpią gwałty, zbrodnie. W bezkresnych przestrzeniach
nie dojrzysz czarnych plam pod bielą śniegu.
Usnęło wszystko. Tłum ksiąg śpi od dawna.
Śpią rzeki słów pod lodem niepamięci.
Śpią wszystkie zdania i cała w nich prawda.
Śpią ich łańcuchy. Czasem któryś dźwięczy
cicho. Sen zmógł szatana, świętych, Boga.
Śpią ich źli słudzy. Przyjaciele. Dzieci.
Tylko śnieg skrzypi w ciemności na drogach.
I ten dźwięk tylko czuwa w całym świecie.
Ale cyt! słyszysz? tam, w nocnej ciemności,
płacze ktoś cicho, szepcze w lęku, szlocha.
Rzucony w zamieć, o ratunek prosi
i płacze w głos. Ktoś jest w tych mroźnych mrokach.
Ten głos tak cienki. Igłą w górze zastygł.
A nici nie ma ... I płynie sam jeden
ten głos przez mrozy, mgły, ciemność i zaspy,
zszywając noc i świt wysoko w niebie.
"Któż tam łka? Czy to ty, aniele drogi,
wzywasz mnie w dali, jak wzywa promienie
trawa pod śniegiem? Czy ty szukasz drogi?
Czy to ty wołasz w ciemności?" – Milczenie.
"To wy, cheruby? Wasze głosy srebrne
w pamięci mam, gdy tego szlochu słucham.
To wy rzuciłyście moją katedrę,
by tutaj śpiewać? To wy?" – Cisza głucha.
