"Dwukropek" Wisławy Szymborskiej

"Dwukropek (2005 r.) stanowi drugi tomik Szymborskiej wydany po otrzymaniu literackiej nagrody Nobla w 1996 r. Zawiera około dwudziestu wierszy, z których większość była wcześniej opublikowana w prasie. Wiersze zawarte w Dwukropku opowiadają o chwilowości, zdarzeniowości, przemijalności, perspektywiczności, o tym, że największe znaczenie ma niejednoznaczność" (za Wikipedią).

Utwory, które najbardziej do mnie przemówiły i które chciałbym zapamiętać to:
1) "Zdarzenie" – o nieczułości natury i reakcji człowieka na widok lwa dopadającego antylopę,
2) "Stary profesor" – wiersz w formie wywiadu, pełen lakonicznej mądrości,
3) "Uprzejmość niewidomych" – o problemie odbioru poezji nasyconej obrazami przez osoby niewidome,
4) "Monolog psa zaplątanego w dzieje" – o perspektywie psa, którego panem był Adolf Hitler,
5) "Wywiad z Atropos" – o obojętności i niezależności losu uosobionego w postaci trzeciej Mojry.

"Zdarzenie" (fragment)

Wtem jakieś zakłócenie błogiego bezruchu.
Dwie chcące żyć istoty zerwane do biegu.
To antylopa w gwałtownej ucieczce,
a za nią lwica zziajana i głodna.
Szanse ich obu są chwilowo równe.
Pewną nawet przewagę ma uciekająca.
I gdyby nie ten korzeń,
co sterczy spod ziemi,
gdyby nie to potknięcie
jednego z czterech kopytek,
gdyby nie ćwierć sekundy
zachwianego rytmu,
z czego korzysta lwica
jednym długim skokiem –

Na pytanie kto winien,
nic, tylko milczenie.
Niewinne niebo, circulus coelestis.
Niewinna terra nutrix, ziemia żywicielka.
Niewinny tempus fugitivum, czas.
Niewinna antylopa, gazella dorcas.
Niewinna lwica, leo massaicus.
Niewinny hebanowiec, diospyros mespiliformis.
I obserwator z lornetką przy oczach,
w takich, jak ten, przypadkach
homo sapiens innocens.

"Monolog psa zaplątanego w dzieje" (fragment)

Jest los i los. Mój raptem się odmienił.
Nastała któraś wiosna,
a jego przy mnie nie było.
Rozpętała się w domu dziwna bieganina.
Skrzynie, walizki, kufry wpychano na samochody.
Koła z piskiem zjeżdżały w dół
i milkły za zakrętem.

Na tarasie płonęły jakieś graty, szmaty,
żółte bluzy, opaski z czarnymi znakami
i dużo, bardzo dużo przedartych kartonów,
z których powypadały chorągiewki.

Snułem się w tym zamęcie
bardziej zdumiony niż zły.
Czułem na sierści niemiłe spojrzenia.
Jakbym był psem bezpańskim,
natrętnym przybłędą,
którego już od schodów przepędza się miotłą.

Ktoś zerwał mi obrożę nabijaną srebrem.
Ktoś kopnął moją miskę od kilku dni pustą.
A potem ktoś ostatni, zanim ruszył w drogę,
wychylił się z szoferki
i strzelił do mnie dwa razy.

Nawet nie umiał trafić, gdzie należy,
bo umierałem jeszcze długo i boleśnie
w brzęku rozzuchwalonych much.
Ja, pies mojego pana.