„Wspomnienia starobielskie” Józefa Czapskiego

Józef Czapski wspomina swój pobyt w Starobielsku, gdzie wraz z oficerami, lekarzami, naukowcami, twórcami (czyli przedstawicielami polskiej elity) trafił po klęsce kampanii wrześniowej 1939 r.

Autor zarysowuje sylwetki i postawy towarzyszy niedoli: ich prawość, patriotyzm, męstwo. Większość nie myślała o sobie, tylko o wspólnej sprawie, żywiąc nadzieję na opuszczenie obozu i walkę z wrogiem w oddziałach formowanych na Zachodzie.

Czytali zachłannie kilka przemyconych książek, prowadzili zapiski na bibułkach do tytoniu, dyskutowali. W tych trudnych chwilach podtrzymywały ich wiara i tradycja: śpiewanie pieśni patriotyczno-religijnych, świętowanie 11 listopada czy obchodzenie wigilii.

Wszystko to w warunkach urągających godności człowieka: stłoczeni na pryczach w barakach i budynkach wokół zaanektowanej przez bolszewików cerkwi.

Nocami wzywano więźniów na przesłuchania. Bolszewicy nie rozumieli, dlaczego Czapski, udając się do Paryża, nie powiadomił o swym wyjeździe ministra i dlaczego nie wykradł stamtąd planu miasta. Nie mieściło im się w głowach, że za granicę można pojechać w innej roli niż szpiega. I że mapy metropolii dostępne są w normalnych krajach powszechnie.

Czapski zauważa, że w warunkach deprywacji potrzeb intelektualnych budzi się w nas szczególny rodzaj pamięci, takiej, o jakiej pisał Proust. Na powierzchnię świadomości wydostają się reminiscencje, skojarzenia, detale, które umysł postrzega z całą wyrazistością i wykorzystuje do twórczej pracy. Czapski jako malarz pisał w Starobielsku podręcznik historii sztuki. Potem zagubił go w dalszej tułaczce po "nieludzkiej ziemi".

Jeszcze jedna ciekawostka: psy. Dobre zwierzęta, które zeszły się na teren obozu i potem spały w barakach z więźniami. Wyczuwały złych ludzi i alarmowały więźniów, kiedy któryś z bolszewików nadchodził. Pies, który groźnym szczekaniem wygonił zarządcę obozu został potem znaleziony w kałuży krwi: zmasakrowany kolbami strażników.

Czapski zachorował na płuca i z wysoką gorączką znalazł się w obozowym ambulatorium. W małej grupie kilku ciężko chorych odpoczywał i czuł się nieomal szczęśliwy po miesiącach męczarni w tłumie osadzonych.

Choroba go wybawiła. Spośród blisko 4 tys. więźniów Starobielska znalazł się w wąskim gronie ocalałych, przewiezionych do innych miejsc internowania. Czapski trafił do Juchnowa (Pawliszczew Bor), gdzie spotkał kilkudziesięciu "starobielszczan". Po reszcie ślad zaginął, o czym autor informuje ze smutkiem i niepokojem. Wiemy, co to oznacza: zbrodnię NKWD w Katyniu.