Po debiutancką powieść Fiodora Dostojewskiego sięgnąłem nieco z przekory – po tym jak w programie „Drugie śniadanie Mellera” usłyszałem opinię, że w związku z agresją Rosji na Ukrainę należy bojkotować kulturę rosyjską (także tę klasyczną, m.in. XIX-wieczną prozę). Prowadzący (czy któryś z jego gości) powiedział, że można sobie wyobrazić literaturę światową bez Dostojewskiego. Otóż nie – ja sobie jej w takim kształcie wyobrazić nie umiem. I absolutnie nie chcę.
W czasach licealnych zaczytywałem się w rosyjskiej beletrystyce i do dziś pamiętam, jakim intelektualnym i psychicznym wstrząsem była dla mnie lektura „Idioty”, „Zbrodni i kary”, „Biesów”.
„Biednych ludzi” (1846 r.) wtedy nie poznałem, z takich czy innych powodów przeoczyłem ten utwór. Odkryty po latach – jawi mi się jako skromna uwertura do wielkich dzieł mistrza – brzemienna już jednak zasadniczą tonacją całej jego twórczości, utkanej z czułości i mroku.
Przeniesieni do dawnego Petersburga – jego brudnych zaułków i czynszowych kamienic – śledzimy korespondencję ubogiego urzędnika Makarego Diewuszkina i osieroconej dziewczyny z prowincji Wareńki Dobrosiełowej. On jest już dobrze po czterdziestce – znękany bólem nędzy i samotności, a jednocześnie wciąż z otwartym sercem, pełen ufności i wiary w drugiego człowieka. Ona – zagubiona, łagodna, troskliwa. Przede wszystkim zaś ładna i młoda, co stanie się jej szczęściem lub przekleństwem (zakończenie jest nieoczywiste, choć raczej dalekie od happy endu).
Mieszkają w sąsiednich domach, lecz spotykają się rzadko. Ich znajomość to w głównej mierze listy. Dzielą się w nich swoimi myślami, troskami, nadziejami – małą prozą życia. Jest to życie na skraju ubóstwa – los, jakiego doświadczało wielu mieszkańców carskiej Rosji (z historii wiemy, że w następnej epoce było jeszcze gorzej).
W postawach bohaterów (szczególnie Diewuszkina) uderza pokora – ta typowa dla „ruskiego człowieka” niezdolność do buntu, zgoda na marną egzystencję, która rzekomo wynika z odgórnie ustanowionego ładu. Jest tak, jak musi być. Pożyczanie kopiejek, głodowanie, pociecha w alkoholu…
Poza wszystkim jednak – miłość. Bo ta Gogolowska z ducha opowieść o odzieranych z godności, anonimowych, nic nieznaczących dla świata istotach – jest także, a może zwłaszcza historią niespełnionej miłości. Przy czym jej charakter niełatwo określić. Czy Makary kocha Wareńkę jak córkę (co deklaruje), czy tak jak mężczyzna kobietę? (opcja bardziej prawdopodobna). Czy Waria chce widzieć w nim opiekuna-ojca, czy może byłaby skłonna w inny sposób odpowiedzieć na uczucia urzędnika? Jeżeli mamy do czynienia z romansem, to jest to romans platoniczny… Wszystko, co najważniejsze wydarza się na papierze. I tam pozostaje.
Epistolarna powieść Dostojewskiego porusza, ale nie wstrząsa. To jeszcze nie ten rozmach, który znamy z największych dzieł autora (napisanych około 20 lat po debiucie). Niemniej jednak ów niepowtarzalny dla dostojewszczyzny nastrój, to wołanie z dna ludzkiej nędzy, rozpalanie płomieni w jej mroku, psychologiczne zawiłości… Z tym już w „Biednych ludziach” się zetkniemy. Warto.
W czasach licealnych zaczytywałem się w rosyjskiej beletrystyce i do dziś pamiętam, jakim intelektualnym i psychicznym wstrząsem była dla mnie lektura „Idioty”, „Zbrodni i kary”, „Biesów”.
„Biednych ludzi” (1846 r.) wtedy nie poznałem, z takich czy innych powodów przeoczyłem ten utwór. Odkryty po latach – jawi mi się jako skromna uwertura do wielkich dzieł mistrza – brzemienna już jednak zasadniczą tonacją całej jego twórczości, utkanej z czułości i mroku.
Przeniesieni do dawnego Petersburga – jego brudnych zaułków i czynszowych kamienic – śledzimy korespondencję ubogiego urzędnika Makarego Diewuszkina i osieroconej dziewczyny z prowincji Wareńki Dobrosiełowej. On jest już dobrze po czterdziestce – znękany bólem nędzy i samotności, a jednocześnie wciąż z otwartym sercem, pełen ufności i wiary w drugiego człowieka. Ona – zagubiona, łagodna, troskliwa. Przede wszystkim zaś ładna i młoda, co stanie się jej szczęściem lub przekleństwem (zakończenie jest nieoczywiste, choć raczej dalekie od happy endu).
Mieszkają w sąsiednich domach, lecz spotykają się rzadko. Ich znajomość to w głównej mierze listy. Dzielą się w nich swoimi myślami, troskami, nadziejami – małą prozą życia. Jest to życie na skraju ubóstwa – los, jakiego doświadczało wielu mieszkańców carskiej Rosji (z historii wiemy, że w następnej epoce było jeszcze gorzej).
W postawach bohaterów (szczególnie Diewuszkina) uderza pokora – ta typowa dla „ruskiego człowieka” niezdolność do buntu, zgoda na marną egzystencję, która rzekomo wynika z odgórnie ustanowionego ładu. Jest tak, jak musi być. Pożyczanie kopiejek, głodowanie, pociecha w alkoholu…
Poza wszystkim jednak – miłość. Bo ta Gogolowska z ducha opowieść o odzieranych z godności, anonimowych, nic nieznaczących dla świata istotach – jest także, a może zwłaszcza historią niespełnionej miłości. Przy czym jej charakter niełatwo określić. Czy Makary kocha Wareńkę jak córkę (co deklaruje), czy tak jak mężczyzna kobietę? (opcja bardziej prawdopodobna). Czy Waria chce widzieć w nim opiekuna-ojca, czy może byłaby skłonna w inny sposób odpowiedzieć na uczucia urzędnika? Jeżeli mamy do czynienia z romansem, to jest to romans platoniczny… Wszystko, co najważniejsze wydarza się na papierze. I tam pozostaje.
Epistolarna powieść Dostojewskiego porusza, ale nie wstrząsa. To jeszcze nie ten rozmach, który znamy z największych dzieł autora (napisanych około 20 lat po debiucie). Niemniej jednak ów niepowtarzalny dla dostojewszczyzny nastrój, to wołanie z dna ludzkiej nędzy, rozpalanie płomieni w jej mroku, psychologiczne zawiłości… Z tym już w „Biednych ludziach” się zetkniemy. Warto.
