Choć ogromnie cenię Józefa Marię Bocheńskiego i jestem usatysfakcjonowany niemal każdą jego publikacją, "Zarys historii filozofii" nieco mnie rozczarował. Pewnie dlatego, że tekst sprawia wrażenie roboczych notatek z wykładów profesora. W istocie opracowanie zostało przygotowane z myślą o kursie dla nauczycieli polskich w Edynburgu, który to kurs Bocheński prowadził w roku akademickim 1942-1943 (i następnym).
Przekazowi nie brak wprawdzie precyzji, ale jego schematyczność, zwięzłość i szkoleniowy format zabierają całą przyjemność z śledzenia refleksji filozoficznej na przestrzeni wieków. Podział rozdziałów jest chronologiczny (starożytność, średniowiecze, czasy nowożytne). Poprzedza je wprowadzenie o charakterze definicyjnym.
Zaczynamy od presokratyków, a kończymy na Brentanie. Autor pomija zatem pierwsze dziesięciolecia XX wieku, do analizy których nie czuł się jeszcze gotowy (jak sam przyznaje w posłowiu).
Bocheński stara się zrehabilitować średniowiecze, niesłusznie uznawane za wieki ciemne. Perłą w koronie średniowiecza jest oczywiście wiek XIII "prawdopodobnie jeden z najświetniejszych okresów kultury europejskiej w ogóle". W tymże stuleciu "powstały najpiękniejsze kościoły, żył i pisał Dante, ideał rycerski doszedł do szczytu w krucjatach". Zrodziło się "mnóstwo prądów politycznych, społecznych (herezje albigensów, ruch ubogich braci itp.), religijnych (św. Franciszek z Asyżu)". Wtedy to tworzyli niemal równocześnie tacy myśliciele jak "św. Albert Wielki (...), św. Bonawentura, Roger Bacon, Duns Szkot i św. Tomasz z Akwinu". Ten ostatni górował swoim geniuszem nad całą epoką. Kluczowa w rozwoju intelektualnym Europy była oczywiście rola prężnie działających uniwersytetów.
Za wart zapamiętania uznaję ów mediewistyczny wątek, a całą resztę traktuję jako rzetelny i usystematyzowany, lecz mało atrakcyjny skrypt.
Przekazowi nie brak wprawdzie precyzji, ale jego schematyczność, zwięzłość i szkoleniowy format zabierają całą przyjemność z śledzenia refleksji filozoficznej na przestrzeni wieków. Podział rozdziałów jest chronologiczny (starożytność, średniowiecze, czasy nowożytne). Poprzedza je wprowadzenie o charakterze definicyjnym.
Zaczynamy od presokratyków, a kończymy na Brentanie. Autor pomija zatem pierwsze dziesięciolecia XX wieku, do analizy których nie czuł się jeszcze gotowy (jak sam przyznaje w posłowiu).
Bocheński stara się zrehabilitować średniowiecze, niesłusznie uznawane za wieki ciemne. Perłą w koronie średniowiecza jest oczywiście wiek XIII "prawdopodobnie jeden z najświetniejszych okresów kultury europejskiej w ogóle". W tymże stuleciu "powstały najpiękniejsze kościoły, żył i pisał Dante, ideał rycerski doszedł do szczytu w krucjatach". Zrodziło się "mnóstwo prądów politycznych, społecznych (herezje albigensów, ruch ubogich braci itp.), religijnych (św. Franciszek z Asyżu)". Wtedy to tworzyli niemal równocześnie tacy myśliciele jak "św. Albert Wielki (...), św. Bonawentura, Roger Bacon, Duns Szkot i św. Tomasz z Akwinu". Ten ostatni górował swoim geniuszem nad całą epoką. Kluczowa w rozwoju intelektualnym Europy była oczywiście rola prężnie działających uniwersytetów.
Za wart zapamiętania uznaję ów mediewistyczny wątek, a całą resztę traktuję jako rzetelny i usystematyzowany, lecz mało atrakcyjny skrypt.
